niedziela, 17 maja 2015

5. Ogniem znalazłam miejsce.

**Vesa**





Nie byłam pewna, czy to, co znaleźliśmy, było przydatne. Aaron patrzył na mnie i uśmiechał się. To był dobry znak. Czytaliśmy jeszcze parę podobnych historii i w każdej powtarzało się parę informacji. Mogliśmy powiedzieć, że upewniliśmy się co, do pomieszczenia i warunków. Gdy skończyliśmy, było po piątej. Wzdrygnęłam się, gdyż byłam umówiona z Rose i bałam się, że nie wyrobię się na czas. Gdy tylko zajechałam pod dom, powiedziałam, aby kierowca poczekał na mnie dziesięć minut. Wparowałam do swojego pokoju, wzięłam pierwszy lepszy plecak i spakowałam do niego piżamę, szczoteczkę do zębów, szczotkę, parę gumek do włosów i ubranie na kolejny dzień. Dawson patrzył na mnie jak na wariatkę. Mówił coś, ale ja tylko myślałam o tym, czy zdążę na umówioną godzinę. Wyszłam tak szybko, jak szybko weszłam. Prawie wywróciłam się na schodach, ale w ostatniej chwili uzyskałam równowagę. Powiedziałam taksówkarzowi, gdzie miał jechać i zaraz ruszył. W radiu słuchał piosenek, których nie rozpoznałam, ale wpadły mi w ucho. Po paru kawałkach byłam pod jej domem. Kolejny raz zabrakło mi tchu w piersiach, na ten widok. Lekko zapukałam, a dziewczyna w blond koku, rzuciła mi się na szyję i wpuściła do środka.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz – oznajmiła, prowadząc mnie do salonu. Najwyraźniej tutaj zaplanowała nasz wieczór. - Mam parę filmów, popcorn i inne przekąski. - wszystko było na stole, jak mówiła. Usiadłam na rozłożonej kanapie, a ona zaraz obok mnie.
- Będziemy tylko my? - spytałam zaciekawiona. Po chwili usłyszałam kroki, zbliżające się do nas. Ku mojemu zdziwieniu był to Jace. Co on tutaj robił? Popatrzył się na mnie i rzucił mi onieśmielający uśmiech. - Wy jesteście rodzeństwem?
- Tak. - odparła, po czym zwróciła się do chłopaka. - Isabel idzie do nas, czy zostaje na górze?
- Wątpię. Pisze z nowym chłopakiem. - powiedział, kręcąc oczami.
Zaśmiałam się. Brunet chwycił jedną z gier i czym prędzej pobiegł do siebie. Dziewczyna zajęła się uruchamianiem horroru, którego nie widziałam, ale sam opis był już ciekawy.
- Isa to twoja siostra? - znów spytałam. Powiedziała mi, że jest tu tylko przejazdem i nie zostanie na długo. Nie chciałam się bardziej dopytywać, chociaż mnie korciło. Przyznała, że byli rodzeństwem, ale nie byli do siebie podobni. Ona miała blond włosy i brązowe oczy, a on brąz włosy i zielone oczy. Tylko jedno ich łączyło, byli idealni. Przyciągali do siebie ludzi, ich wygląd, nieskazitelna cera, zazdrościłam im. Nigdy nie widziałam kogoś takiego. Tak niezwykłego.
Gdy zaczął się seans, od razu zaczęłam zajadać popcorn. Rose mówiła, że też jadła, ale nie zwróciłam uwagi, jak sięga po cokolwiek ze stołu. Pod koniec, blondynka prawie usnęła. Skrzywiłam się trochę, bo myślałam, że tak samo, jak ja oglądała.
Nagle usłyszałyśmy krzyki i szczekanie. Z góry zleciała para z jeszcze małym owczarkiem nizinnym. Zauważyłam ze Isabel była ciemniejszej karnacji, a jej oczy miały błękitny odcień. Włosy miała jak brat Rose tylko, że długie i proste. Na rękach miała szczeniaka. Słyszałam, jak mówi do niego Eliot. Był biały w czarne łatki. Na szyi miał małą obroże, w kolorze łatek, z małymi ćwiekami. Wyglądał uroczo.
- Co się stało? - spytała zdenerwowana. Patrzyła przez chwile na nich, aż w końcu odpowiedzieli.
- Samuel... zwariował. - odparł. - Biega po pokoju i krzyczy.
- Wywalił ubrania z szafy i przewrócił swoją półkę z książkami. - dodała brunetka. Dziewczyna siedząca obok mnie zerwała się i pobiegła w stronę kuchni. Szybko wzięła butelkę, prawdopodobnie z syropem, i pobiegła na górę. Para usiadła na krzesłach niedaleko mnie i rozmawiali o czymś, ale nie usłyszałam o czym. Co chwile zerkali na mnie, ale udawałam, że nie widziałam. W końcu Isabella podeszła do mnie i usiadła na rogu.
- Podobno chodzisz do tej samej szkoły co Jace i Rose. Jak ci się podoba?
- Nie jest źle, ale nie jest też dobrze. - odparłam. - Nie można mieć wszystkiego. Jeszcze rok i sama zadecyduje o swojej edukacji.
- Chciałabyś być gdzie indziej niż w tym mieście? - spytała, przechylając głowę.
- Bywało gorzej. Często się przeprowadzałam i przywykłam do takich warunków. - powiedziałam. Po chwili ruszyłam w stronę schodów. Skłamałam, mówiąc, że idę do łazienki. Tak naprawdę chciałam zobaczyć, gdzie była Rose. Zauważyłam ją w pokoju. Były w nim granatowe ściany i drewniane meble. Siedziała na łóżku, usłanym w jedwabną, czarną pościel.
- Przepraszam, ale poczułem. – jęknął. Zerwał się pod ścianę i nagle przystanął. Moje serce szybciej zabiło. Zauważył mnie. Miał czarne włosy i tak samo zielone oczy. Przez chwilę patrzył się na mnie, a ja jak głupia na niego.
- Samuel. - zawołała blondynka. - Samuel! - wrzasnęła. Nagle ten oderwał wzrok. Zauważyłam, że wstrzymywałam powietrze.
- Chyba powinnaś iść do swojego gościa. - odparł. Szybko zleciałam na dół, a po chwili blond włosa przyleciała za mną. Uśmiechnęła się i popatrzyła na nas. Spytała się czy zagramy w monopoly. Wszyscy zgodzili się. Siedliśmy do stołu i rozłożyliśmy plansze. Od samego początku gry było zabawnie, a atmosfera między rodzeństwem była napięta. Co chwila się kłócili. To o kolejność rzutów, to o pola i kroki, nawet o pionka. Oby dwoje chcieli mieć psa. W rezultacie wzięłam go ja, żebyśmy w ogóle zaczęli grę. Miałam wrażenie, że gram z zawodowcami. Isa to raz ogrywała Jace, to mnie. Tylko Rose się jej nie dała. Pod koniec gry zostały tylko one, a my siedzieliśmy przy telewizorze. Chłopak szukał kolejnego filmu. Tym razem trafiło na komedię. Dziewczyny skończyły grę przed czwartą w nocy. Miały pretensję do nas, że nie poczekaliśmy, aż skończą. Śmialiśmy się z nich przez chwilę, a one złożyły ręce, po czym również zaczęły się śmiać. Chwilę gadaliśmy, gdy nagle zasnęłam. Czułam tylko, jak ktoś przenosi mnie do łóżka i zakrywa kołdrą. Nie wiedzieć czemu, śnił mi się Sam. Wydawał się inny. Bardziej mnie pociągał niż inni. Nigdy nie miałam chłopaka, a on... chciałam, żeby był tym pierwszym. To tak jakby, jego spojrzenie wpłynęło na mnie i od razu się w nim zakochałam. Chciałam zobaczyć go jeszcze raz.
Nagle poczułam szturchanie. Ktoś chyba bardzo chciał mnie rozdrażnić. Byłam strasznym śpiochem, a dzisiaj poszłam spać po czwartej, więc nie było mi na rękę wstawać wcześnie. Gdy otworzyłam oczy, ukazał mi się mężczyzna, o którym śniłam. Myślałam, że to nadal sen. Myliłam się. Okazało się, że nie szturchał mnie, tylko blondynkę leżącą obok mnie. Obróciłam się na drugi bok i sięgnęłam po komórkę. Było przed drugą po południu. Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Nie zdarzało mi się wstawać o tej godzinie, mimo to chciałam spać dalej. Najwyraźniej dziesięć godzin snu po szalonej nocy to za mało. Okręciłam się na drugą stronę i zamknęłam oczy, jednak nie mogłam zasnąć. Czułam się dziwnie, śpiąc jako jedyna, gdyż moja towarzyszka wstała parę minut przede mną. Podejrzewałam, że zeszła na obiad albo na dość późne śniadanie. Od tego myślenia zaburczało mi w brzuchu. Chwyciłam swoją torbę i wyciągnęłam z niej czarną spódnice z tiulem i szają bluzkę z długim rękawem, który zazwyczaj podwijałam. Poszłam do łazienki, umyć zęby i umodelować grzywkę. Zajęło mi to chwilę, ponieważ musiała być idealna. Resztę włosów uczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Gdy zeszłam na dół, zauważyłam, że wszyscy mieszkańcy chodzą jak na szpilkach. Sprzątają, przenoszą, składają. Nawet pies niósł, a raczej ciągnął, małą torbę za swoją panią.
- Ktoś przyjeżdża? - spytałam. Rose zatrzymała się przede mną i podała mi poduszki.
- Zaniesiesz je ze mną. - rozkazała. - Ja już nie daje rady. - westchnęła ciężko. - Przyjeżdża ciotka i chcemy, żeby było idealnie. - oznajmiła.
- To moja mama, a ona jest perfekcjonistką - powiedziała brunetka, wymijając nas. - Mieszkam tu zaledwie dwa tygodnie i dzisiaj mnie odbiera. Przy okazji chce sprawdzić, jak wygląda dom. - odparła. Ruszyłyśmy na górę do pokoi i napakowałyśmy połowę pralek poszewkami, pościelą, poduszkami i przykryciem na kanapę, a dwie ubraniami. Reszta stała nietknięta Mieli ich chyba z osiem.
Czekałam wraz z Rose, aż wypiorą się rzeczy. Dość długo to trwało, ale dziewczyna szybko znalazła sposób na nudę. Patrzyła się na mój wisiorek jak zahipnotyzowana.
- Skąd go masz? -spytała, nie odrywając wzroku.
- Mam go od urodzenia. Dostałam go od babci. Ponoć ma mi pomagać - odparłam. - Znasz się może na duchach albo czymś związanym z nimi? - popatrzyłam na nią. Widziałam u nich wiele przedmiotów, które wskazywałyby na tak, lecz milczała, niczym zaklęta. Pomachałam jej przed oczami dłonią. Po sekundzie drgnęła i przetarła oczy.
- Nie wiem, czy mogę... - przerwała zmieszana. Popatrzyła mi w oczy i nie zważając na to, że mamy pilnować prania, pociągnęła mnie na ostatnie piętro. Stałyśmy przed wielkimi drzwiami. Blond-włosa sięgnęła do klamki i już miała otworzyć, gdy nagle popatrzyła na schody. Zachowywała się, jakby przewidziała to, że ktoś na nich stanie i odsunie ją od pomysłu otworzenia ich.
Parę sekund później, na schodach stanął Samael. Patrzył na nas ze złością.
- Co wam strzeliło do łbów, żeby tu przychodzić?! -warknął. - Rose weź ją stąd i idźcie sprawdzić pranie. - rozkazał. Popatrzyłam na moją towarzyszkę i zauważyłam, że spływały jej łzy. Nie wiedziałam, czy to ze złości, czy po prostu ze smutku. Mężczyzna podczas schodzenia na dół zerknął na nas i pokręcił głową. Nie chciałam, żeby przez to, że się spytałam, płakała. Postanowiłam cicho otworzyć drzwi i wejść. Tak też uczyniłam. Z początku Rose nie chciała mnie wpuścić samej ani pozwolić mi coś takiego robić. Próbowałam jej powiedzieć, aby się nie martwiła i pomyślałam, żeby poszła ze mną. Protestowała długo, ale nie chciałam rezygnować. W końcu chwyciłam ją za rękę i siłą zaciągnęłam do środka. Ku mojemu zdziwieniu była to wielka biblioteka. Może nawet większa od tej w naszym mieście. Wszędzie były książki przeróżnej wielkości. Szłam i podziwiałam każdy zakamarek pokoju. Na ścianie był zbiór kluczy. Jeden był inny, większy. Chciałam po niego sięgnąć.
- Nie! - wrzasnęła. - Proszę cię, zostaw ten klucz. Ten jest szczególny. - oznajmiła.
- Wygląda zwyczajnie. - odparłam, wzdrygając ramionami. Przyglądałam mu się, po czym poczułam, jak coś pali mnie w szyje. To był naszyjnik. Szybko odrzuciłam klucz, ale nie przestawało piec. Dziewczyna wzięła klucz i popatrzyła na mnie. Słabłam bardzo szybko, a ona nie wiedziała, co zrobić. Zaczęłam kaszleć. Poczułam metaliczny posmak w ustach. Dziewczyna wyciągnęła mnie z pomieszczenia i zaprowadziła na dół.
- Jace, pomóż mi! - rozkazała zdenerwowana. Mężczyzna, wraz z resztą mieszkańców, przybyli w mgnieniu oka. Zauważyli, że plułam krwią na chusteczkę. W pierwszym momencie stali jak zaklęci, potem ruszył się tylko Jace, a Sam z Isą stali z boku. Byli roztrzęsieni. Jakby zaraz mieli zostać pożarci. Tymczasem mi robiło się coraz słabiej. Złapałam za naszyjnik, który z każdą chwilą nagrzewał się coraz to bardziej. Nie przestawał mnie osłabiać. Rana od niego delikatnie krwawiła. Nie wiedziałam, czemu tak mnie osłabiała. Brunet przyniósł mi namoczoną chusteczkę i położył ją na ranie. Zasyczałam z bólu. Blondynka siedziała przy mnie. Mówiła do mnie, ale ja nic nie rozumiałam. Chciałam zerwać wisior z szyi, lecz zabrakło mi sił. Szarpałam, jak najmocniej mogłam. Gdy po kilku próbach, w końcu oczko pękło i rozdwoiło podarunek... zemdlałam.


Hejka wszystkim! Oto 5 rozdział! mam nadzieje, że się spodoba.
~Vash

wtorek, 5 maja 2015

4. Uwierz w ducha



**VESA**




Mroczne uliczki. Podejrzani ludzie, zerkający w jej stronę. Słychać było kroki i cienie za jej plecami. Jej brązowe włosy spływały po skórzanej bluzie. Przy pasku był mały pokrowiec ze scyzorykiem.
- Dawno cię nie widziałem. Gdzie się podziewałaś? - spytał mężczyzna. Nie widziałam go, ale po chwili wyłonił się zza ściany budynku. Kobieta uśmiechnęła się i lekko obróciła się na pięcie.
- Załatwiałam pewną sprawę — odparła, Usłyszałam kroki, a brązowowłosa pokręciła głową w stronę ciemnej otchłani, z której wyszli kolejni mężczyźni. Wyglądali na nieprzyjaznych. Panna lekko cofnęła się, wyciągając niewielki nożyk. Błyszczał się w niewielkich promieniach światła, nawet zauważyłam, że spływała po nim ciemna ciecz. Zerwała się z miejsca i dźgnęła jednego z napastników, skacząc mu na klatkę piersiową. Spuściła głowę i zaczęła mienić się światłem. Potrząsnęła głową i podniosła twarz. Miała zmarszczony nos, a z jej ust wystawała para długich kłów.
- Uspokój się. - rozkazał. - Mam dla ciebie pewną wiadomość. - rozejrzał się i zrobił parę kroków ku brunetce. - To od Niego. - powiedział, dając jej małą kartkę z przypalonymi skrawkami, po czym zniknął. Reszta towarzystwa niestety nie postąpiła jak on. Kobieta z prędkością światła pomknęła do zamku. Z początku wyglądał strasznie, a jego ściany porastał bluszcz. Kiedy weszła, ukazały się jej wielkie obrazy i przeróżne bronie. Ruszyła w stronę bruneta, który przeglądał księgi. Bez słów rozwinęła wiadomość i wszystko zaczęło mi się rozmywać. Widziałam jedynie urywki, które przestraszyły mnie na amen. Kobieta miała taki sam naszyjnik jak ja, wyglądała jak ja, tylko miała inny kolor włosów, brunet wyglądał jak Jace, a na kartce pisało: Dove la luce almeno, ci sarà l'energia più forte. Lei pulirà tutto e vi mostrerà la strada.
Po chwili obudziło mnie światło przenikające przez zasłony i dotarło do mnie, że to był sen. Bardzo realistyczny sen. Zobaczyłam, że była już dziesiąta trzydzieści. Moja mama i brat jeszcze spali, ponieważ była sobota, więc mogłam przepisać ostatnie informacje ze snu. Miałam nadzieje, że to one pomogą mi rozwiązać sytuacje. Po chwili rozległ się dźwięk z mojego telefonu. To Rose napisała do mnie.
"Masz dziś czas?" po chwili odpisałam.
"Mam, a co? Błyskawicznie dostałam kolejnego sms'a.
"Chciałabyś do mnie wpaść do mnie o szóstej i zostać na noc" zaproponowała.
"No pewnie. Do zobaczenia ;)" Cieszyłam się, że mnie zaprosiła. Była miła, szalona i zawsze uśmiechnięta. Szybko ruszyłam w stronę swojej szafy i ubrałam dresowe szare spodnie i bluzę,w tym samym kolorze, z napisem "Poprzeczkę trzymaj wysoko". Zabrałam się za szkicowanie. Bardzo to lubiłam, mimo że nie robiłam tego często. Usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy.



**AARON**



Siedziałem w swojej komnacie, gdy nagle rozległ się stukot. Pomyślałem, że to może być Lou, moja przyjaciółka. Nigdy nie widywałem jej poza naszym mrocznym światem. Zazwyczaj tylko tutaj mogliśmy pogadać.
Nie myliłem się. Blond włosa nastolatka, z uśmiechem na twarzy, przydreptała do mnie. Patrzyła się przez chwilę, po czym zaczęła.
- Czy coś się stało? - spytała zmartwiona. Czytała ze mnie jak z otwartej księgi. Wkurzało mnie to, ale w końcu znała mnie jak nikt inny.
- Vesa się stała. - odpowiedziałem. - Chciałbym jej pomóc, ale nie potrafię. Ona musi otworzyć to cholerstwo. Tam jest... - przerwałem. Nie widziałem jak jej to powiedzieć. Popatrzyłem w dół i ścisnąłem dłonie w pięści.
- Apropo niej. Byłam dzisiaj w źródle i powinieneś do niej iść — rozkazała. Wstałem i przytuliłem ją. Po chwili oderwałem się i posyłając jej uśmiech, pobiegłem do bram. Były one na końcu zamczyska, ale nie zajęło mi to minuty, a już byłem przy nich. Były wielkie i zrobione ze specjalnego kamienia, który może mocno zranić nieprzyjaciela spoza naszego świata. Zamknąłem oczy i przeszedłem na ziemski świat. W mgnieniu oka stałem w pokoju czerwonowłosej. Siedziała na łóżku. Miałem wrażenie, jakby płakała. Miała zamknięte oczy, ale i tak zauważyłem niewielkie łzy na jej polikach. Podszedłem do niej i przekręciłem głowę.
- Ona zostawiła mi wiadomość. - odrzekła. - Wyglądała tak samo, jak ja. Co mam zrobić? - spytała nerwowo.
- Ja... Nie wiem. - powiedziałem zmartwiony jej stanem. - Jaką wiadomość? Powiedz mi wszystko po kolei.
- Miałam dzisiaj sen. Kobieta taka sama jak ja. Miała kartkę i potem zobaczyłam, co na niej było napisane. Nie do końca wiem co, to znaczy. - odparła. Podała mi szkicownik i wtedy zobaczyłem. Te sny nie były zwyczajne. Jej ciotka miała plan. Chciała jej powiedzieć prawdę, zanim ktoś inny pokaże jej kłamstwa i sprowadzi na złą drogę. Ona też chciała, abyśmy otworzyli skrzynkę.
- Z tego, co rozumiem, że tam gdzie światła najmniej jest silna energia i to ona wskaże nam drogę. - oznajmiłem. - Czy pamiętasz coś jeszcze, co pomoże nam zlokalizować to miejsce?
- Pamiętam tylko ogromny zamek z bronią i książkami i chłopaka, ale nie wiem, czy to pomoże. - przerwała.
- W tej sprawie, każdy szczegół jest ważny. - westchnąłem. Spuściła głowę i znów zamknęła oczy.
- Ten chłopak...wyglądał jak Jace, jeden z uczniów mojej szkoły. Nawet z mojej klasy — oznajmiła. Widziałem, że to wszystko ją denerwuje. Czułem się bezsilny.
Nagle dostałem olśnienia. Było jedno miejsce, które pomoże nam rozwiązać całą zagadkę. Uśmiechnąłem się, a czerwonowłosa od razu zauważyła te znak.
- Masz pomysł. - powiedziała z radością.
- Idziemy na wycieczkę. - oznajmiłem, Dziewczyna zerwała się i czym prędzej, zeszła na dół. Znałem to miasto jak własną kieszeń. Najczęściej byłem we wcieleniu małego chłopczyka, ale tym razem wybrałem dość doroślejszą postać. Wyglądałem co namniej na dwudziestolatka. Pierwszy raz przemieniłem się na jej oczach i była dość zaskoczona moimi zdolnościami. - No co?
- Wyglądasz... inaczej. - oznajmiła. Szybko otrząsnęła się i poszliśmy dalej, W naszym dziwacznym mieście było jedno miejsce, które było nie tylko stare, ale i mające największe skupisko wiedzy. A mianowicie biblioteka. Nie była zwykłą biblioteką. Miała dwa piętra i mieściła w sobie kilka alejek związanych z historią miasta i nie tylko.
Vesa zamówiła dla siebie taksówkę, żeby szybciej dostać się do celu. Sama czekała parę minut i tyle samo jechaliśmy. Staliśmy chwile przed wielkimi drzwiami z informacją o godzinach otwarcia. Dziewczyna sprawdziła telefon, z którego wiedziałem, że wybiła trzynasta.
- Mam jeszcze pięć godzin i jadę do Rose - oznajmiła, po czym otworzyła drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, w bibliotece, było pusto. Tylka za ladą siedziała bibliotekarka i czytała horror. Po lewej stronie były haczyki z kluczami, a po prawej zaczynały się stoliki i wielkie pułki z książkami.
Ja pójdę poszukać na dziale historycznym, a ty poszukaj jakichś zaklęć lub czegoś podobnego. - rozkazałem. Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła. Oglądałem wisiorki i szukałem książki. Szukałem czegoś na temat starych skrzyń w starożytnych czasach. Niestety, nic nie znalazłem.
Po chwili przybiegła podekscytowana Vesa. W ręce miała kilka gazet i wielką książkę. Ułożyła wszystko na jednym ze stolików z daleka od bibliotekarki i usiadła.
- Wisiorek podniósł się i wskazał na tę książkę, a gazety same przyfrunęły. - oznajmiła. - Gdy to przeczytałam, padłam. - powiedziała, pokazując na fragment z książki i zaczęła czytać. - " W starożytnych dziejach, duchowni wierzyli, że duchy kontrolowały losy innych. Były dwa typy: duchy światła, które kontrolowały światło i dzień oraz duchy cienia, które kontrolowały ciemność i noc.
Pewniej nocy, jeden z duchownych, ujrzał dwa duchy. Kazały pobrać mu swoją krew, z krwią najsilniejszego i niewidomego. Gdy nastał dzień, zrobił to, co mu kazali, nie mówiąc nikomu. Nocą znów przyszli i nakazali mu wypić miksturę. Po chwili zaczął krzyczeć z bólu. Podobno czuł, jak jego ciało, rozpada się na tysiące kawałków, cierpiał przez parę dni. Nikt nie wiedział, co mu jest, dopóki jeden z jego przyjaciół zobaczył szklankę z ów napojem i również skosztował. Gdy po paru dniach, pierwszy zaczął odczuwać ból, atakował mieszczan. Tak samo robił drugi. Jednej z nocy, znów ukazały się duchy. Tym razem im obu. Przebieg był tragiczny, gdyż duchowni byli zbyt głodni i nie chcieli słuchać innych. Zaczęli skakać do siebie, aż w końcu jeden zbyt mocno ugryzł drugiego i pozbawił go życia. Owe duchy były rozwścieczone jego postępowaniem i zrobiły z nim to samo co on ze swoim kolegą, a jego krew została przelana do kielicha i po dziś dzień w nim pozostała" - skończyła. Była tak samo oszołomiona, jak ja. Na gazetach były podobne historię jak przedstawiona w księdze. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Jednak to nie zmieniało naszej sytuacji, Nie było w tym nic, co by nam pomogło. Popatrzyła się na mnie, a ja pokiwałem głową.
- Nadal nic nie mamy. Wciąż stoimy w miejscu - wycedziłem. Wtedy strony same ruszyły się, a my patrzyliśmy się to na siebie, to na książkę. Kolejna historia ukazała się przed naszymi oczami. Dziewczyna znów zaczęła czytać.
- " W pewnych czasach, powstała grupa osób, która jak z czasem się okazało, piła krew. Dzięki niej byli nie tylko silni, ale i piękni. Jednym z ich rytuałów było picie krwi, znalezionych swoich ofiar. Najczęściej przychodzili z nimi do ciemnych pomieszczeń, gdzie wpadał tylko jeden promień światła, który padał na środek sali. Na podłodze był zaś rysunek oka. Stawali w okręgu, a nowy członek musiał ugryźć go w szyję. Kiedyś znaleziono tak doskonałego dawce krwi, że gryzący, nie mógł się powstrzymać. Musieli odrywać go od niego, lecz dawca zmarł. Pozostałości krwi wlano do małego pojemniczka i zamknięto w skrzyni. Kuferek próbowało otworzyć wielu, ale nikt nie podołał zadaniu. Jeden z mędrców wyliczył noce, w których można otworzyć przedmiot. Wszedł do miejsca dawnych rytuałów i udało mu się to, co wiele lat nikomu nie wychodziło. Krew wypił na cześć swojego zwycięstwa i posiadł umiejętności tamtego mężczyzny. Niestety został zabity przez liczne morderstwa i zagryzienia." - odetchnęła.


Dość długo mi to zajęło, ale myślę że się spodoba. Do następnego.
~Vasha. :*

piątek, 24 kwietnia 2015

3. Przypadek czy przeznaczenie?

Z kolejnym dniem, wstaje mi się coraz ciężej. Nie wysypiam się do końca, gdyż nasza inteligentna pijaczka, wychodzi z domu i wraca pijana, a jak wróci, robi wokół siebie więcej zamieszania niż małe dziecko. Na zegarku była 6:45.
Westchnęłam.
Szybko wstałam i ubrałam czarną spódnice, rajstopy i sweterek, tradycyjnie biało-czarny. Przeczesałam niedbale włosy i zaczęłam szykować sobie i bratu śniadanie do szkoły. Od samego rana czuć alkohol. Pokręciłam głową i skierowałam się do średniej wielkości, szarej lodówki. Zaczęłam robić kanapki z żółtym serem i szynką. Większego wyboru nie było, chyba że pasztet, na który nie mogłam patrzeć, a co dopiero jeść.
- Cześć siostra. - powiedział, rozciągając się. Podszedł do mnie i musnął mój policzek na powitanie. - Gotowa? Nie będę czekać długo.
- Spokojnie, już kończę. - oznajmiłam. Podałam mu jego kanapki, a swoje wrzuciłam do torby z logo mojego zespołu, którą sprezentował mi Dawson na 16. urodziny. Włożyliśmy buty i wyszliśmy. Jego szkoła znajdowała się trochę dalej od mojej, ale nie było to dla niego ważne. Zawsze mnie odprowadzał. Czy miałam 8 lat, czy teraz. Nie przeszkadzało mi to. Raczej było mi wtedy miło. Czułam, że jest przy mnie, a to było najważniejsze. Bez niego...dawno by mnie tu nie było. Tylko dla niego żyje, a on dla mnie.
Parę minut później byliśmy pod okrutnym więzieniem, zwanym szkołą. Znów czułam wzrok innych. Nie dziwiło mnie to. W końcu mój brat zawsze wydawał mi się przystojny, a inne dziewczyny rozpływały się przy nim niczym masełko na rozgrzanej patelni. Brunet znów mnie przytulił i szybkim krokiem ruszył do swojej uczelni. Uczniowie patrzyli się na mnie i słyszałam tylko, Kim on jest? Jaki przystojny. Czy to jej chłopak? Chciało mi się śmiać. Przewróciłam oczami i poszłam. Nagle jedna dziewczyna, zagapiła się i wpadła na mnie. Jej książki i przeróżne kartki wypadły i zaczęły fruwać po całym podwórku.
- Przepraszam cię — zaczęła. - Jestem Rose. - powiedziała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Vesa. Pomogę ci. - odparłam. Zaczęłam schylać się i biegać za kartkami. Jak na złość zawiał wiatr i kilka kartek były nawet parę metrów za nami. Na szczęście złapałyśmy je. - Proszę — uśmiechnęłam się. Blondynka w czarnej, krótkiej spódnicy, topie i szpilkach, odwzajemniła uśmiech.
- Jesteś nowa?
- Emm.. Tak — odpowiedziałam.
- A ten przystojniaczek, który cię odprowadzał to twój chło..
- Nie! - przerwałam — To mój brat. - oznajmiłam, a ona odetchnęła z ulgą.
- Może chciałabyś usiąść ze mną i moja paczką na lunchu? - Spytała radośnie.
- Super. Znaczy - zająknęłam się - Byłoby fajnie.
- To do zobaczenia. - Powiedziała. Obróciła się i poszła dalej. Wydawała mi się zakręcona. W sumie dobrze, że ona upuściła to wszystko. Teraz mam jakąś koleżankę i może wyjdzie to na dobre.
Miałam teraz matematykę. Wiele osób jej nie lubi, ale ja tak. Nie miałam z nią nigdy problemu i zawsze dawałam sobie radę. Może nie byłam najlepsza, gdyż zawsze był ktoś, kto umiał to wszystko sto razy lepiej ode mnie, ale i tak ją lubiłam. Ruszyłam na 1. piętro, gdzie miała zacząć się lekcja. Pierwsze co, to zauważyłam puchary, dyplomy i medale. Wręcz ze zdziwieniem się na to patrzyłam.
To ta szkoła coś wygrała?
Weszłam do klasy i zajęłam miejsce przy ścianie, po prawej stronie. Tym razem, o dziwo, był porządek i wszyscy czekali na nauczyciela. Nikt nie skakał, nie krzyczał. Byłam zaskoczona. Mile zaskoczona.
Nagle, do klasy wszedł brunet. Jego biała koszulka napinała się na umięśnionym ciele.
Ciekawe jak wyglądasz bez koszulki.
Siadł tuż za mną. Czułam na plecach i karku mrowienie, a potem pstryknięcie w lewy bark. Nie zareagowałam, aż do drugiego razu. Odwróciła się i z podniesionymi brwiami, patrzyłam na chłopaka.
- Ładnie dziś wyglądasz. - powiedział z uśmiechem. Spuściłam głowę, a moje policzki, zarumieniły się.
- Dzięki. - odparłam.
- Co robisz dziś po szkole? - spytał. Chciałam odpowiedzieć, ale rozległ się dzwonek, a nauczyciel momentalnie pojawił się w klasie. Odwróciłam się szybko i zaczęłam pisać w zeszycie.
Lekcja mijała spokojnie. Na pierwszy rzut oka moja klasa, jak większość uczniów, to bardziej dość głośni i wulgarni ludzie, którzy szukają przygód i nie myślą o przyszłości. Teraz wiem, że się bardzo myliłam. Każdy, mimo swojego zachowania, na lekcjach daje z siebie sto procent. Tylko garść osób ma problemy z nauką, ale nikt nie jest dobry we wszystkim.
W przerwie obiadowej siadłam przy jednym ze stolików i wypatrywałam blondynki. Jak się okazało, nieumiejętnie, gdyż nigdzie jej nie zauważyłam. Lekko posmutniałam i pomyślałam, że może to i dobrze. W końcu większość osób uważała mnie za dziwną osobę. Inaczej nie patrzyliby się na mnie. Czy to kiedyś minie? Oby. Po chwili, naprzeciwko mnie, pojawił się duszek. Z mojej twarzy znikł smutek i pojawił się uśmiech. Wyciągnęłam komórkę i przyłożyłam do ucha, aby ludzie nie pomyśleli, że gadam sama do siebie.
- Chciałabym cię uścisnąć. Tak długo cię nie widziałam! - oznajmiłam.
- Mam dla ciebie wiadomość. - odparł. Słyszałam powagę w jego głosie, a serce, zaczęło walić mi jak szalone. - Znalazłem wyjście z naszej sytuacji ze skrzynką.
- Znalazłeś zaklęcie? - spytałam. Patrzył się na mnie i pokręcił głową. - Więc o co chodzi? - dopytywałam dalej.
- Po szkole ci pokażę. - powiedział i zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Czasem nie rozumiałam tego, co do mnie mówi. Był tajemniczy, jak większość osób, które napotkałam na swojej drodze. Czułam, że nie mówił mi, do czego był ten kufer i po co mam go otwierać. Dla mnie była to istotna wiadomość, gdyż on wiedział więcej ode mnie. Ja zaś odczuwałam, iż jestem tylko przedmiotem w tym wszystkim.
Zjadłam kanapkę i popiłam sokiem pomarańczowym. Większość osób wyszła już z jadalni. Wyciągnęłam komórkę, gdyż wyczułam wibracje w kieszeni. To matka dzwoniła. Odrzuciłam połączenie i wyszłam na świeże powietrze. Z tyłu szkoły były kolejne stoliki. Ta szkoła była dziwna. Coś było z nią nie, tak. Chciałam odetchnąć i odpuścić sobie resztę lekcji. Niezauważalnie wyszłam poza teren szkoły i skierowałam się do sklepu po batonik z karmelem. Usłyszałam jak ktoś mnie woła. Wystraszyłam się, bo pomyślałam, że to któryś z nauczycieli. Biegłam kawałek drogi, póki budynek nie zniknął za rogiem.
Odetchnęłam.
Parę sekund później poczułam na ramieniu rękę. Odwróciłam się i już miałam kopnąć nieznajomego, gdy zauważyłam, że to Rose.
- Wystraszyłaś mnie! - wrzasnęłam.
- A ty chciałaś mnie kopnąć. - zaśmiała się. - To gdzie idziemy? - zapytała z uśmiechem. Pokręciłam głową.
- Ja idę do sklepu po coś słodkiego. - oznajmiłam.
- Czyli postanowione! Idziemy do galerii! - powiedziała i wzięła mnie pod rękę. Galeria nie była daleko, choć szłyśmy z dwadzieścia minut. Dziewczyna mówiła o sobie bardzo dużo. Dowiedziałam się, że mieszka na osiedlu, niedaleko mnie i ma brata bliźniaka. Stałyśmy przed wielkim budynkiem. Miał cztery piętra, a na jego ścianie widniały loga najpopularniejszych sklepów znajdujących się w nim. Przed wejściem chodziły hostessy i rozdawały ulotki. Ruszyłyśmy w ich stronę. Lekko zaśmiałam się, gdyż dostałam rabat na jedną rzecz i tylko 30% pod warunkiem, że kupie u nich pięć innych kosmetyków, biżuterii lub co tam jeszcze mają. Dziewczyna skakała z radości. Pociągnęła mnie i pobiegłyśmy do pierwszego lepszego sklepu. Zaczęła przymierzać wszystkie spódnice, sukienki i koszule. Żadnej nie wybrała, ale to dopiero początek sklepów. Gdy byłyśmy na końcu parteru, na górze zauważyłam księgarnie. Na początku moja towarzyszka nie chciała wchodzić. Uznała to za "stratę czasu", ale w końcu ją namówiłam. Od dawna chciałam kupić kilka książek. Jedną z nich była opowieść o kobiecie, która stała się demonem, a inna rozgrywała się w dawnych czasach i były w niej wampiry. Do szczęścia brakowało mi tylko miękkiego kocyka i kubka gorącej czekolady, które planowałam zrobić po przyjściu do mieszkania.
Zaliczyłyśmy prawie wszystkie sklepy. Rose, obtoczona torbami, ledwo chodziła. Zadzwoniłam po taksówkę i szybko pojechałyśmy na jej osiedle. Prosiła mnie, żebym do niej wstąpiła, a ja, nie ukrywając, chciałam zobaczyć jak mieszka. To, co zobaczyłam na miejscu. Cóż, opadła mi szczęka. Ten dom, a raczej willa, na zewnątrz robiła już niesamowite wrażenie. Ich posesja łączyła się od razu z lasem i była na końcu osiedla. Białe ściany, 2 piętra, plus strych i piwnica, basen na dworze i nie byle jakie samochody stojące z tyłu.  Wchodząc, zobaczyłam skórzany narożnik, parę foteli i szklany stół do kawy. Kuchnia wyglądała na zwyczajną, a jadalnia jak w królewski zamku. Drewniany stół na sześć osób.
- Gdzie masz łazienkę? -spytałam.
- Na piętrze. Od razu po lewej — odpowiedziała i nalała nam zimnej lemoniady — Ja idę do siebie. To pokój na końcu po lewej. - Szybko wskoczyłam na kręcone schody. Na ścianie zauważyłam dziwne obrazy i zero zdjęć. Szybko zaspokoiłam swoja potrzebę i skierowałam się do pokoju blondynki. Spodziewałam się, że będzie dość... inny. Różowe ściany, regały na czasopisma, wielka szafa, biurko i kącik kosmetyczny z wielkim lustrem na pół ściany. Czułam się jak w świecie barbie. Jedyne co odróżniało się od reszty to łapacz snów.
- Po co ci to? Chyba nie sądzisz, że ci pomoże — odparłam.
- Dostałam to od mamy. Ona uważała, że dzięki temu będę bezpieczna. Dała mi, to zanim... - przerwała ze spuszczoną głową. Zauważyłam, jak po jej policzku spływa niewielka łza.
- Tęsknisz za nią.
- Bardzo — powiedziała. -Czasami mam wrażenie jakby była niedaleko mnie. Trzymała za rękę i mówiła "będzie dobrze". Jedyne co po niej mi zostało to właśnie ten mały przedmiot. - było mi jej szkoda. Czasem mam tak samo z moim tatą i babcią. I wtedy przypomniało mi się, że duszek czekał na mnie w domu. Usiadłam przy niej i przytuliłam ją. Szybko oznajmiłam, że muszę wracać do mieszkania. Jak spytała, dlaczego odpowiedziałam, że mama jest chora. Nie chciałam jej mówić prawdy. Bałam się jej reakcji i nie chciałam, aby źle o mnie pomyślała. Wiedziałam, że kłamstwo nie jest odpowiednim rozwiązaniem, ale wtedy musiałam to zrobić.
Czym prędzej ruszyłam do mojego bloku. Na szczęście był on dwie ulice od osiedla i chwilę później byłam u siebie. Duch stał przed biurkiem, wpatrzony w skrzynkę.
- Co się stało? -spytałam nerwowo.
- Jest źle, a czasu jest coraz mniej. Musimy zacząć działać i otworzyć kuferek, zanim będzie za późno.



Ciao wszystkim! Jak wam się podoba. Ten dodałam troche później niż poptrzednie, ale ciągle poprawiałam tekst. Pisała go dość długo, ale na szczęście miałam też dużo przerwy od szkoły. Testy i wgl.. :D Następny w drodze.
~Vasha :*

sobota, 18 kwietnia 2015

2. Dusza też pragnie wolności

Pokręciłam głową i popatrzyłam na niego.
- Co to ma być jakiś żart? Czego ode mnie chcesz? - spytałam.
- Szukałem cię od dawna. - oznajmił. - Pan cię chce. On zrobi wszystko, abyś była jego.
Parsknęłam.
- To nie jest śmieszne! - wrzasnął. - To jest poważna sprawa.
- I ja mam ci uwierzyć? - spytałam. Kto by uwierzył dziesięciolatkowi? Pomyślałam i przewróciłam oczami.
- Nie jestem dziesięciolatkiem. - oznajmił. - Gdybym przyszedł tutaj, jako starszy mężczyzna pomyślałabyś, że jestem zboczeńcem.
- Skąd... ty... -przerwałam. - Ty umiesz czytać w myślach?! Przestań! - wrzasnęłam.
-Uwierz mi - powiedział - chcę ci pomóc. To ja do ciebie pisałem te wszystkie listy. - popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Wszystko układało się w jedno. Tylko skąd on wiedział o mnie tyle. Nie pamiętałam go znikąd. Pytanie: kto to Pan?
- W swoim czasie czerwonowłosa - powiedział. - W swoim czasie.
- Dobra. - wycedziłam - Załóżmy, że wierzę ci. Jestem w niebezpieczeństwie, a ty chcesz mi pomóc. Skąd tyle o mnie wiesz... i co ja mam z tym wszystkich wspólnego?
- Ty? - zdziwił się i zaczął się śmiać. - Praktycznie nic. To twoja babka narobiła zamieszania w jego Świecie, a ty musisz teraz naprawić jej błędy. - wytłumaczył, Podmrużyłam oczy i przekrzywiłam głowę. Moja babcia? Jak byłam mała, zawsze uważałam ją za zwór. Chciałam być jak ona. Słuchałam zawsze jej opowieści jak była młoda. Wydawała mi się poukładana i zawsze walczyła o to, co chciała. Czasem mówiła mi o przeróżnych rzeczach, które myślałam za wytwór jej wyobraźni.
Przypomniałam sobie pewną skrzyneczkę, którą dostałam w prezencie od staruszki. Odpuściłam sobie kawiarnie z racji, że już odeszła mi ochota. Chciałam jak najszybciej wrócić do mieszkania.
- Ej! A ty gdzie? - spytałam blondyn i pojawił się koło mnie.
- Znikaj mi stąd. - rozkazałam - Jak będę chciała porozmawiać, to napisze ci to na kartce... Chyba to dobre rozwiązanie. - przewróciłam oczami i pobiegłam jak najszybciej do domu. Na szczęście nie miałam zbyt daleko, ale i tak biegłam. Miałam nadzieję, że ta skrzynka nadal była gdzieś w moich rzeczach. Przeprowadzaliśmy się już parę razy i była niewielka szansa, że nadal gdzieś sobie leżała w mojej walizce.
Stałam przed starym budynkiem. Miałam odczucie, że zaraz to wszystko runie. Mieszkaliśmy na czwartym piętrze. Otworzyłam drzwi od bloku. Wchodząc na samą górę, słyszałam, jak każdy schodek skrzypi pod moim ciężarem. Wyciągnęłam klucze wiszące na zółtoczarnej smyczce, włożyłam je do dziurki i przekręciłam, aby wejść. Zdjęłam buty i od razu poczułam zapach alkoholu.
Nie myliłam się. Na małym stoliku, w salonie, stały trzy butelki po wódce. Zdenerwowałam się. Jak można od rana pić? Oczywiście, moja nieodpowiedzialna matka, spała jak zabita. Przykryłam ją kocem. Czasem myślałam, że lepiej by było się zabić i nie patrzeć na ten bajzel. Jedyną podporą był mój brat. Olśniło mnie.
- Dawson! - krzyknęłam i pobiegłam do jego pokoju. Widziałam jak leży na łóżku. Podeszłam do niego i zauważyłam, że leci mu krew. - Co ci się stało? - spytałam zmartwiona.
- Jeden z chłopaków wepchnął się przede mnie. Zaczęliśmy się pchać i tak jakoś wyszło. - odpowiedział. Widziałam jak płacze z bólu. Poszłam do łazienki po waciki i wodę utlenioną, aby przemyć mu ranę. Krwawiły mu usta i miał rozciętą brew, a oko było mocno podbite. Mimo iż jest starszy, to zachowuje się mały chłopiec.
Przemywając jego rany, usłyszałam, jak zasyczał z bólu.
- Leż, a ja pójdę zrobić nam coś do jedzenia na wieczór. - po tych słowach ruszyłam do kuchni. Bynajmniej w lodówce było coś do jedzenia, czyli nie było tak źle. Wstawiłam makaron na spagetty i ruszyłam do pokoju. Zaczęłam rozglądać się i szukać babcinej skrzynki. Zauważyłam jedno z pudełek z napisem Pozostałe rzeczy Vesy. Zaczęłam w niej grzebać, aż znalazłam mały czarny kuferek z napisem Sed quis non videt, sed in anima contrita et germana. Chwyciłam ją i rozejrzałam się za otworem. Niestety nic takiego nie znalazłam. Z rozczarowaniem myślałam co dalej robić.
Wiadomości! Napisz napisz!! On będzie wiedział co zrobić!
Szybko wyrwałam biała kartkę ze szkicownika i napisałam: Przyjdź! Potrzebuje Twojej pomocy. Mam coś... Nagle usłyszałam stukot.
- Co tam piszesz? - spytał brat z uniesioną brwią.
- EEEE... Nic takiego. To tylko - zająknęłam się - spis moich nowych książek do przeczytania.
Nie ładnie tak kłamać.
W kącie stał Duch. Uśmiechnęłam się.
- Możesz mnie zostawić? - zapytałam.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że makaron się zagotował i że sam zrobiłem nam kolacje. - spuścił wzrok. - Jak będziesz chciała, to przyjdź. Będę czekać.
Zrobiło mi się go żal. Zawsze opiekował się mną. Po śmierci ojca, gdy matka zaczęła monotonnie pić, to on przejął rolę mojego opiekuna. I dobrze! Nie chciałam, aby wszystko skończyło się w domu dziecka, a tak bynajmniej mamy siebie.
Gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych drzwi, podszedł do mnie Aaron.
- Znalazłaś?- spytał pośpiesznie. Pokazałam mu skrzynkę, a on patrzył na nią ze zdziwieniem.- Jest źle! Jest bardzo, bardzo źle — powtórzył.
- Dlaczego? - zmartwiłam się.
- Skrzynka ma swoje zaklęcie, którym możesz otworzyć ją właściwie. Niestety...nie znam go. Z tego, co wiem, może ją otworzyć tylko osoba o czystym sercu, a wtedy zaklęcie wypłynie z jej duszy i otworzy prawdziwe wnętrze.
- Hmmm... A gdybym znalazła zaklęcie otwarcia, to mogłabym ją otworzyć?
- Moim zdaniem to nieistotne. Lepszym rozwiązaniem byłoby znaleźć osobę, która może rzeczywiście ją otworzyć.
Nagle zakuło mnie serce, a przy nim zaczęłam czuć, jakby coś wypalało mi skórę. Wtedy przypomniałam sobie o wisiorku. Przejrzałam jeszcze raz skrzynkę, czy nie ma podobnego miejsca na czterolistną koniczynę. Niestety, nic takiego nie było. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale próbować zawsze można.
- Aaron.
- Tak? - uniósł brwi.
- Mam medalion i jest na nim coś napisane, tylko nie wiem co. Może ty byś mi powiedział?
- Jasne pokaż mi go — nakazał. Szybko pokazałam mu daną rzecz, a on ze skupieniem przyglądał się jej. Był nią zainteresowany i widać było, że analizował każde słowo znajdujące się na naszyjniku. - Tu jest napisane: Moc bieli przyniesie ci dobroć, a cztery liście niech chronią cię zawsze przed nieczystością. - oznajmił. - Czyli ty jesteś czysta! - Uradował się. Nie rozumiałam, co w tym było dobrego. - Możliwe, że ty możesz otworzyć skrzynkę.
- Ale ja nie potrafię. - zesmutniałam — Nie wiem, jak ani nie wiem, co mam zrobić.
- Zrobimy tak. Dam ci na dzisiaj spokój, a ty zajmij się swoimi sprawami z bratem. - po tych słowach zniknął.
Podniosłam lekko kącik ust i wyszłam z pokoju. Nasze mieszkanie przypominało pobojowisko, tym bardziej że nie wszystko zostało wypakowane. Skierowałam się do stołu, przy którym po chwili usiadłam. Brunet nabrał mi kolacje, a gdy grzebałam widelcem w jedzeniu, patrzył się na mnie, jak na obrazek. Widziałam w jego oczach zmartwienie i smutek. Powoli sama zaczynałam płakać, gdyż czułam, jak zbierają mi się łzy. Nagle Dawson podszedł do mnie, przysuwając krzesło bliżej mnie. Złapał mnie za rękę i wytarł spływającą łzę z mojego policzka. Bez namysłu przytuliłam go i zaczęłam się zanosić.
- Kocham cię i nie chcę cię stracić. Zrobię wszystko, aby matka nie zepsuła tego bardziej. Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie i nie opuszczę cię nigdy.


I takim akcentem kończymy rozdział 2!
Mam nadzieje, że wam się podoba, bo szczerze to bardzo mnie interesuje wasze zdanie na temat mojego bloga, i wiem, że trochę krótko, ale jeśli można to dopiero się rozkręcam.
Pozdrawiam Was,
~Vasha :*

wtorek, 14 kwietnia 2015

1. Daj szanse życiu, bo po śmierci nikt cię nie zauważy.

VESA
Pierwszy dzień w nowej szkole zawsze wywoływał we mnie niepokój. Powodów miałam na pęczki, tych poważnych, jak nawiązywanie nowych znajomości, poznawanie nauczycieli i oswajanie się z nowym środowiskiem. Ubrałam czarne getry i top z moim ukochanym zespołem Linkin Park. Mogłam słuchać ich na okrągło. Szybko uczesałam włosy w wysoką kitkę, włożyłam trampki i jak najszybciej wyszłam z naszego obskurnego mieszkania. Przez całą drogę myślałam o tych wszystkich natarczywych spojrzeniach. W nowym miejscu czułam, jak wszyscy się na mnie patrzą, a ja niczego nie pragnę tak bardzo, jak bycie niezauważalną, anonimową. Ale los chciał odwrotnie. Nie wiem, czym się tak bardzo wyróżniałam. Przy swoim wzroście i wadze nie różniłam się od innych dziewczyn. Może mój styl ubierania albo czerwone włosy raziły i każdy gapił się na mnie jak na dziwoląga. A co jest gorszego od chodzenia do szkoły? Fakt, że idę do niej w połowie semestru, gdzie wszyscy się znają,
To będzie najgorszy dzień w historii
Szłam przez mały park, jeśli w ogóle można go tak nazwać. Kilka drzew, spróchniałe ławki. Czego chcieć więcej? Czytałam dużo o tym mieście, przejrzałam różne mapy i opisy, żeby się nie zgubić i łatwo znaleźć sklepy. Myślałam, że tym razem będziemy mieszkać w lepszych warunkach, ale jak zwykle.
Parę minut piechota i ujrzałam szkołę, a raczej więzienie. Wielkie ogrodzenie i pełno uczniów pchających się, by wejść do środka. Jedna dziewczyna potknęła się o mnie i wytrąciła mi z rąk książkę i pamiętnik, z którym się nie rozstawałam na krok, po czym odeszła. O przeprosinach mogłam zapomnieć. Spojrzałam w górę i zauważyłam kolejne kraty. Nowa szkoła przypominała istne więzienie. Przy wejściu stało dwóch strażników. W środku kolejna niespodzianka: wykrywacz metalu. Jak na moje szczęście, gdy przechodziłam, rozległ się pisk i oczy wszystkich odwróciły się w moją stronę.
- Pod ścianę — rozkazał jeden z nadzorców i sprawdzał urządzeniem moje kieszenie.
Parsknęłam.
- Czy masz coś metalowego ze sobą? - spytał. Przypomniał mi się mały naszyjnik, który dostałam od taty, zanim umarł na raka mózgu. Był na nim srebrny wisiorek w kształcie czterolistnej koniczyny z wygrawerowanym napisem po łacińsku. Nigdy go nie przetłumaczyłam, był jedyną rzeczą, jaka została mi po nim. Mężczyzna zauważył, jak trzymam rękę na piersi, po czym dodał — Oddaj to — nakazał. Popatrzyłam w prawo i w lewo. Nagle jeden z uczniów rzucił się na drugiego. Strażnicy zaraz podbiegli do nich, by ich rozdzielić. Wykorzystałam sytuację i szybko oddaliłam się do klasy. Według planu miałam geografię. Zaczęłam pchać się przez tłum ludzi, gdyż inaczej nie przeszłabym tak szybko. Dzwonek był parę minut temu. Świetnie! Nie dość, że była nowa to jeszcze się spóźniłam. W środku trwał totalny chaos. Było tylko parę ławek, wszyscy chodzili po klasie, śmiali się, a nauczyciel czytał gazetę. Podeszłam do niego i chrząknęłam.
-Dzień dobry, jestem nowa — odparłam. 40- latek popatrzył na mnie.
-Jestem tu na zastępstwie. Siadaj i nie przeszkadzaj mi. - powiedział, po czym wrócił do czytania.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Ta szkoła sama w sobie była dziwna. Znalazłam miejsce na końcu klasy i bez zastanowienia ruszyłam. Szybko zajęłam miejsce i spojrzałam na telefon. Odetchnęłam z ulgą i podłączyłam słuchawki. Już miałam włączyć piosenkę, gdy nagle podszedł do mnie wysoki, dobrze zbudowany brunet. Rzucił mi uśmiech, a jego szmaragdowe oczy zaświeciły się.
-Cześć — zaczął. - jestem Jace. - wpatrywałam się w niego, po czym otrząsnęłam się.
- Vesa — odparłam.
- Nie chcę ci nic mówić, ale lepiej zejdź z tego miejsca. - zaskoczona jego słowami zaśmiałam się.
- A co zmusisz mnie? - zapytałam zezłoszczona.
- Ja?- parsknął. - Nie, ale tamten facet połamie ci twoje śliczne ciałko. - odpowiedział, po czym wskazał na grubego, spoconego gościa, który najwyraźniej zmierzał w nasza stronę. Popatrzył się na mnie, po czym strzelił palcami u rąk. Przełknęłam ślinę i szybko oddaliłam się od ławki. Stanęłam w kącie na drugim końcu klasy. Brunet zaśmiał się i poszedł usiąść na swoje miejsce. Wydawał się bardzo tajemniczy.
Nie licząc paru bójek i podejrzanego jedzenia na stołówce, reszta dnia minęła zwyczajnie. Gdy opuściłam budynek, poczułam się wolna. Przez kawałek drogi do My Coffee czułam jak ktoś mnie śledzi. Odwracałam się, ale nikogo nie zauważałam. W końcu wystraszona, podczas gdy szłam, nieoczekiwanie obróciłam się, a młody chłopak, był zaskoczony, że go ujrzałam.
- Czemu mnie śledzisz? - spytałam rozzłoszczona.
- Musisz mi pomóc — powiedział cicho. - Musisz — powtórzył. Widziałam, że się bał. Niewielkie łzy spływały mu po policzkach. Chciałam położyć dłoń na jego ramieniu, ale przeleciała przez nie. Machając chaotycznie rękoma, tętno i oddech, przyspieszyły mi momentalnie. Przetarłam oczy i zaczęłam biec. W oddali usłyszałam pisk pomieszany z płaczem.
Zwolniłam i popatrzyłam za siebie. Nie zauważyłam go za sobą. Stał przede mną. Przestraszyła mnie jego szybkość. Nadal płakał, ale najwyraźniej rozśmieszył go mój strach.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałam, podnosząc głos.
- Nikt mnie nie zauważa. Dopiero ty... - przerwał. Posmutniałam.
- Skąd ta pewność, że jestem w stanie ci pomóc?
- Ja to wiem. -odpowiedział pewny siebie. Zmrużyłam oczy i ze skrzywioną miną popatrzyłam na niego. Wyglądał może na 10 lat.
Ogarnij się! To tylko twoja wyobraźnia! Wyobraźnia! Jego tu nie ma!
Potrząsnęłam głową. Dlaczego to na mnie to trafiło? Pomyślałam, że jak stanę i zamknę oczy, to on zniknie. Gdy je otworzyłam czekało kolejne zaskoczenie. Jednak był koło mnie.
Cholera jasna.
Popatrzyłam w górę i westchnęłam, a potem znów na chłopca.
- Jestem Aaron i jestem duchem.

Cześć wam!
Oto mój pierwszy rozdział! Jak wam się podoba? Kolejny już w drodze ;)
~Vash 

sobota, 11 kwietnia 2015

Wstęp ponad wstępy, czyli przejście do mrocznego świata

Każdy chciałby mieć swoje miejsce na Ziemi. Przyjaciół, którzy zawsze będą z tobą. Ona nie wiedziała co, to znaczy być. Od dziecka włóczyła się, ze swoją matką i starszym bratem, po przeróżnych miastach. Nie byli bogaci, mieszkali w starych kamienicach, gdzie często dochodziło do bójek, kradzieży i zabójstw. Nie było tam bezpiecznie, ale to jedyne, na co było ich stać. Kolejna przeprowadzka do niezwykłego miasta Miami. Dziewczyna bała się nowego miejsca, tak jak każdego innego, ale nie wiedziała, że da jej, ono nadzieje. Nadzieje na lepsze życie, na lepszy początek, na miłość, której nigdy nie doznała. Człowiek jest zdolny zrobić wszystko dla szczęścia... i tak było z nią. Zrobiła coś, czego żałować będzie każdego dnia, a każda noc będzie zaczynała się od rozmyśleń nad przeszłością. Kiedyś da radę zapomnieć i cieszyć się z dnia i chwili. Wtedy, pojawi się On. Wywróci jej świat, by sprawdzić, jaką siłę skrywa. Dostanie karteczkę, której początkowo nie zrozumiała. To, co stanie się potem, zakończyć może jedynie wojna o Naznaczoną potęgę. Koniec może być tragiczny, a jedyną wiara może być ona sama. Jak postąpi dziewczyna i czy będzie mogła naprawić krzywdy rodziców? Każda jej decyzja wpłynie na losy jej i każdego, kto jest dla niej ważny. Czy wtedy wróg może okazać się przyjacielem, a radość jedynie przystępem do prawdziwego nieszczęścia i bólu?

Dzień dobry i cześć ;) Oto niewielki wstęp do mojej opowieści. Mam nadzieję, że się wam spodoba.