piątek, 24 kwietnia 2015

3. Przypadek czy przeznaczenie?

Z kolejnym dniem, wstaje mi się coraz ciężej. Nie wysypiam się do końca, gdyż nasza inteligentna pijaczka, wychodzi z domu i wraca pijana, a jak wróci, robi wokół siebie więcej zamieszania niż małe dziecko. Na zegarku była 6:45.
Westchnęłam.
Szybko wstałam i ubrałam czarną spódnice, rajstopy i sweterek, tradycyjnie biało-czarny. Przeczesałam niedbale włosy i zaczęłam szykować sobie i bratu śniadanie do szkoły. Od samego rana czuć alkohol. Pokręciłam głową i skierowałam się do średniej wielkości, szarej lodówki. Zaczęłam robić kanapki z żółtym serem i szynką. Większego wyboru nie było, chyba że pasztet, na który nie mogłam patrzeć, a co dopiero jeść.
- Cześć siostra. - powiedział, rozciągając się. Podszedł do mnie i musnął mój policzek na powitanie. - Gotowa? Nie będę czekać długo.
- Spokojnie, już kończę. - oznajmiłam. Podałam mu jego kanapki, a swoje wrzuciłam do torby z logo mojego zespołu, którą sprezentował mi Dawson na 16. urodziny. Włożyliśmy buty i wyszliśmy. Jego szkoła znajdowała się trochę dalej od mojej, ale nie było to dla niego ważne. Zawsze mnie odprowadzał. Czy miałam 8 lat, czy teraz. Nie przeszkadzało mi to. Raczej było mi wtedy miło. Czułam, że jest przy mnie, a to było najważniejsze. Bez niego...dawno by mnie tu nie było. Tylko dla niego żyje, a on dla mnie.
Parę minut później byliśmy pod okrutnym więzieniem, zwanym szkołą. Znów czułam wzrok innych. Nie dziwiło mnie to. W końcu mój brat zawsze wydawał mi się przystojny, a inne dziewczyny rozpływały się przy nim niczym masełko na rozgrzanej patelni. Brunet znów mnie przytulił i szybkim krokiem ruszył do swojej uczelni. Uczniowie patrzyli się na mnie i słyszałam tylko, Kim on jest? Jaki przystojny. Czy to jej chłopak? Chciało mi się śmiać. Przewróciłam oczami i poszłam. Nagle jedna dziewczyna, zagapiła się i wpadła na mnie. Jej książki i przeróżne kartki wypadły i zaczęły fruwać po całym podwórku.
- Przepraszam cię — zaczęła. - Jestem Rose. - powiedziała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Vesa. Pomogę ci. - odparłam. Zaczęłam schylać się i biegać za kartkami. Jak na złość zawiał wiatr i kilka kartek były nawet parę metrów za nami. Na szczęście złapałyśmy je. - Proszę — uśmiechnęłam się. Blondynka w czarnej, krótkiej spódnicy, topie i szpilkach, odwzajemniła uśmiech.
- Jesteś nowa?
- Emm.. Tak — odpowiedziałam.
- A ten przystojniaczek, który cię odprowadzał to twój chło..
- Nie! - przerwałam — To mój brat. - oznajmiłam, a ona odetchnęła z ulgą.
- Może chciałabyś usiąść ze mną i moja paczką na lunchu? - Spytała radośnie.
- Super. Znaczy - zająknęłam się - Byłoby fajnie.
- To do zobaczenia. - Powiedziała. Obróciła się i poszła dalej. Wydawała mi się zakręcona. W sumie dobrze, że ona upuściła to wszystko. Teraz mam jakąś koleżankę i może wyjdzie to na dobre.
Miałam teraz matematykę. Wiele osób jej nie lubi, ale ja tak. Nie miałam z nią nigdy problemu i zawsze dawałam sobie radę. Może nie byłam najlepsza, gdyż zawsze był ktoś, kto umiał to wszystko sto razy lepiej ode mnie, ale i tak ją lubiłam. Ruszyłam na 1. piętro, gdzie miała zacząć się lekcja. Pierwsze co, to zauważyłam puchary, dyplomy i medale. Wręcz ze zdziwieniem się na to patrzyłam.
To ta szkoła coś wygrała?
Weszłam do klasy i zajęłam miejsce przy ścianie, po prawej stronie. Tym razem, o dziwo, był porządek i wszyscy czekali na nauczyciela. Nikt nie skakał, nie krzyczał. Byłam zaskoczona. Mile zaskoczona.
Nagle, do klasy wszedł brunet. Jego biała koszulka napinała się na umięśnionym ciele.
Ciekawe jak wyglądasz bez koszulki.
Siadł tuż za mną. Czułam na plecach i karku mrowienie, a potem pstryknięcie w lewy bark. Nie zareagowałam, aż do drugiego razu. Odwróciła się i z podniesionymi brwiami, patrzyłam na chłopaka.
- Ładnie dziś wyglądasz. - powiedział z uśmiechem. Spuściłam głowę, a moje policzki, zarumieniły się.
- Dzięki. - odparłam.
- Co robisz dziś po szkole? - spytał. Chciałam odpowiedzieć, ale rozległ się dzwonek, a nauczyciel momentalnie pojawił się w klasie. Odwróciłam się szybko i zaczęłam pisać w zeszycie.
Lekcja mijała spokojnie. Na pierwszy rzut oka moja klasa, jak większość uczniów, to bardziej dość głośni i wulgarni ludzie, którzy szukają przygód i nie myślą o przyszłości. Teraz wiem, że się bardzo myliłam. Każdy, mimo swojego zachowania, na lekcjach daje z siebie sto procent. Tylko garść osób ma problemy z nauką, ale nikt nie jest dobry we wszystkim.
W przerwie obiadowej siadłam przy jednym ze stolików i wypatrywałam blondynki. Jak się okazało, nieumiejętnie, gdyż nigdzie jej nie zauważyłam. Lekko posmutniałam i pomyślałam, że może to i dobrze. W końcu większość osób uważała mnie za dziwną osobę. Inaczej nie patrzyliby się na mnie. Czy to kiedyś minie? Oby. Po chwili, naprzeciwko mnie, pojawił się duszek. Z mojej twarzy znikł smutek i pojawił się uśmiech. Wyciągnęłam komórkę i przyłożyłam do ucha, aby ludzie nie pomyśleli, że gadam sama do siebie.
- Chciałabym cię uścisnąć. Tak długo cię nie widziałam! - oznajmiłam.
- Mam dla ciebie wiadomość. - odparł. Słyszałam powagę w jego głosie, a serce, zaczęło walić mi jak szalone. - Znalazłem wyjście z naszej sytuacji ze skrzynką.
- Znalazłeś zaklęcie? - spytałam. Patrzył się na mnie i pokręcił głową. - Więc o co chodzi? - dopytywałam dalej.
- Po szkole ci pokażę. - powiedział i zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Czasem nie rozumiałam tego, co do mnie mówi. Był tajemniczy, jak większość osób, które napotkałam na swojej drodze. Czułam, że nie mówił mi, do czego był ten kufer i po co mam go otwierać. Dla mnie była to istotna wiadomość, gdyż on wiedział więcej ode mnie. Ja zaś odczuwałam, iż jestem tylko przedmiotem w tym wszystkim.
Zjadłam kanapkę i popiłam sokiem pomarańczowym. Większość osób wyszła już z jadalni. Wyciągnęłam komórkę, gdyż wyczułam wibracje w kieszeni. To matka dzwoniła. Odrzuciłam połączenie i wyszłam na świeże powietrze. Z tyłu szkoły były kolejne stoliki. Ta szkoła była dziwna. Coś było z nią nie, tak. Chciałam odetchnąć i odpuścić sobie resztę lekcji. Niezauważalnie wyszłam poza teren szkoły i skierowałam się do sklepu po batonik z karmelem. Usłyszałam jak ktoś mnie woła. Wystraszyłam się, bo pomyślałam, że to któryś z nauczycieli. Biegłam kawałek drogi, póki budynek nie zniknął za rogiem.
Odetchnęłam.
Parę sekund później poczułam na ramieniu rękę. Odwróciłam się i już miałam kopnąć nieznajomego, gdy zauważyłam, że to Rose.
- Wystraszyłaś mnie! - wrzasnęłam.
- A ty chciałaś mnie kopnąć. - zaśmiała się. - To gdzie idziemy? - zapytała z uśmiechem. Pokręciłam głową.
- Ja idę do sklepu po coś słodkiego. - oznajmiłam.
- Czyli postanowione! Idziemy do galerii! - powiedziała i wzięła mnie pod rękę. Galeria nie była daleko, choć szłyśmy z dwadzieścia minut. Dziewczyna mówiła o sobie bardzo dużo. Dowiedziałam się, że mieszka na osiedlu, niedaleko mnie i ma brata bliźniaka. Stałyśmy przed wielkim budynkiem. Miał cztery piętra, a na jego ścianie widniały loga najpopularniejszych sklepów znajdujących się w nim. Przed wejściem chodziły hostessy i rozdawały ulotki. Ruszyłyśmy w ich stronę. Lekko zaśmiałam się, gdyż dostałam rabat na jedną rzecz i tylko 30% pod warunkiem, że kupie u nich pięć innych kosmetyków, biżuterii lub co tam jeszcze mają. Dziewczyna skakała z radości. Pociągnęła mnie i pobiegłyśmy do pierwszego lepszego sklepu. Zaczęła przymierzać wszystkie spódnice, sukienki i koszule. Żadnej nie wybrała, ale to dopiero początek sklepów. Gdy byłyśmy na końcu parteru, na górze zauważyłam księgarnie. Na początku moja towarzyszka nie chciała wchodzić. Uznała to za "stratę czasu", ale w końcu ją namówiłam. Od dawna chciałam kupić kilka książek. Jedną z nich była opowieść o kobiecie, która stała się demonem, a inna rozgrywała się w dawnych czasach i były w niej wampiry. Do szczęścia brakowało mi tylko miękkiego kocyka i kubka gorącej czekolady, które planowałam zrobić po przyjściu do mieszkania.
Zaliczyłyśmy prawie wszystkie sklepy. Rose, obtoczona torbami, ledwo chodziła. Zadzwoniłam po taksówkę i szybko pojechałyśmy na jej osiedle. Prosiła mnie, żebym do niej wstąpiła, a ja, nie ukrywając, chciałam zobaczyć jak mieszka. To, co zobaczyłam na miejscu. Cóż, opadła mi szczęka. Ten dom, a raczej willa, na zewnątrz robiła już niesamowite wrażenie. Ich posesja łączyła się od razu z lasem i była na końcu osiedla. Białe ściany, 2 piętra, plus strych i piwnica, basen na dworze i nie byle jakie samochody stojące z tyłu.  Wchodząc, zobaczyłam skórzany narożnik, parę foteli i szklany stół do kawy. Kuchnia wyglądała na zwyczajną, a jadalnia jak w królewski zamku. Drewniany stół na sześć osób.
- Gdzie masz łazienkę? -spytałam.
- Na piętrze. Od razu po lewej — odpowiedziała i nalała nam zimnej lemoniady — Ja idę do siebie. To pokój na końcu po lewej. - Szybko wskoczyłam na kręcone schody. Na ścianie zauważyłam dziwne obrazy i zero zdjęć. Szybko zaspokoiłam swoja potrzebę i skierowałam się do pokoju blondynki. Spodziewałam się, że będzie dość... inny. Różowe ściany, regały na czasopisma, wielka szafa, biurko i kącik kosmetyczny z wielkim lustrem na pół ściany. Czułam się jak w świecie barbie. Jedyne co odróżniało się od reszty to łapacz snów.
- Po co ci to? Chyba nie sądzisz, że ci pomoże — odparłam.
- Dostałam to od mamy. Ona uważała, że dzięki temu będę bezpieczna. Dała mi, to zanim... - przerwała ze spuszczoną głową. Zauważyłam, jak po jej policzku spływa niewielka łza.
- Tęsknisz za nią.
- Bardzo — powiedziała. -Czasami mam wrażenie jakby była niedaleko mnie. Trzymała za rękę i mówiła "będzie dobrze". Jedyne co po niej mi zostało to właśnie ten mały przedmiot. - było mi jej szkoda. Czasem mam tak samo z moim tatą i babcią. I wtedy przypomniało mi się, że duszek czekał na mnie w domu. Usiadłam przy niej i przytuliłam ją. Szybko oznajmiłam, że muszę wracać do mieszkania. Jak spytała, dlaczego odpowiedziałam, że mama jest chora. Nie chciałam jej mówić prawdy. Bałam się jej reakcji i nie chciałam, aby źle o mnie pomyślała. Wiedziałam, że kłamstwo nie jest odpowiednim rozwiązaniem, ale wtedy musiałam to zrobić.
Czym prędzej ruszyłam do mojego bloku. Na szczęście był on dwie ulice od osiedla i chwilę później byłam u siebie. Duch stał przed biurkiem, wpatrzony w skrzynkę.
- Co się stało? -spytałam nerwowo.
- Jest źle, a czasu jest coraz mniej. Musimy zacząć działać i otworzyć kuferek, zanim będzie za późno.



Ciao wszystkim! Jak wam się podoba. Ten dodałam troche później niż poptrzednie, ale ciągle poprawiałam tekst. Pisała go dość długo, ale na szczęście miałam też dużo przerwy od szkoły. Testy i wgl.. :D Następny w drodze.
~Vasha :*

sobota, 18 kwietnia 2015

2. Dusza też pragnie wolności

Pokręciłam głową i popatrzyłam na niego.
- Co to ma być jakiś żart? Czego ode mnie chcesz? - spytałam.
- Szukałem cię od dawna. - oznajmił. - Pan cię chce. On zrobi wszystko, abyś była jego.
Parsknęłam.
- To nie jest śmieszne! - wrzasnął. - To jest poważna sprawa.
- I ja mam ci uwierzyć? - spytałam. Kto by uwierzył dziesięciolatkowi? Pomyślałam i przewróciłam oczami.
- Nie jestem dziesięciolatkiem. - oznajmił. - Gdybym przyszedł tutaj, jako starszy mężczyzna pomyślałabyś, że jestem zboczeńcem.
- Skąd... ty... -przerwałam. - Ty umiesz czytać w myślach?! Przestań! - wrzasnęłam.
-Uwierz mi - powiedział - chcę ci pomóc. To ja do ciebie pisałem te wszystkie listy. - popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Wszystko układało się w jedno. Tylko skąd on wiedział o mnie tyle. Nie pamiętałam go znikąd. Pytanie: kto to Pan?
- W swoim czasie czerwonowłosa - powiedział. - W swoim czasie.
- Dobra. - wycedziłam - Załóżmy, że wierzę ci. Jestem w niebezpieczeństwie, a ty chcesz mi pomóc. Skąd tyle o mnie wiesz... i co ja mam z tym wszystkich wspólnego?
- Ty? - zdziwił się i zaczął się śmiać. - Praktycznie nic. To twoja babka narobiła zamieszania w jego Świecie, a ty musisz teraz naprawić jej błędy. - wytłumaczył, Podmrużyłam oczy i przekrzywiłam głowę. Moja babcia? Jak byłam mała, zawsze uważałam ją za zwór. Chciałam być jak ona. Słuchałam zawsze jej opowieści jak była młoda. Wydawała mi się poukładana i zawsze walczyła o to, co chciała. Czasem mówiła mi o przeróżnych rzeczach, które myślałam za wytwór jej wyobraźni.
Przypomniałam sobie pewną skrzyneczkę, którą dostałam w prezencie od staruszki. Odpuściłam sobie kawiarnie z racji, że już odeszła mi ochota. Chciałam jak najszybciej wrócić do mieszkania.
- Ej! A ty gdzie? - spytałam blondyn i pojawił się koło mnie.
- Znikaj mi stąd. - rozkazałam - Jak będę chciała porozmawiać, to napisze ci to na kartce... Chyba to dobre rozwiązanie. - przewróciłam oczami i pobiegłam jak najszybciej do domu. Na szczęście nie miałam zbyt daleko, ale i tak biegłam. Miałam nadzieję, że ta skrzynka nadal była gdzieś w moich rzeczach. Przeprowadzaliśmy się już parę razy i była niewielka szansa, że nadal gdzieś sobie leżała w mojej walizce.
Stałam przed starym budynkiem. Miałam odczucie, że zaraz to wszystko runie. Mieszkaliśmy na czwartym piętrze. Otworzyłam drzwi od bloku. Wchodząc na samą górę, słyszałam, jak każdy schodek skrzypi pod moim ciężarem. Wyciągnęłam klucze wiszące na zółtoczarnej smyczce, włożyłam je do dziurki i przekręciłam, aby wejść. Zdjęłam buty i od razu poczułam zapach alkoholu.
Nie myliłam się. Na małym stoliku, w salonie, stały trzy butelki po wódce. Zdenerwowałam się. Jak można od rana pić? Oczywiście, moja nieodpowiedzialna matka, spała jak zabita. Przykryłam ją kocem. Czasem myślałam, że lepiej by było się zabić i nie patrzeć na ten bajzel. Jedyną podporą był mój brat. Olśniło mnie.
- Dawson! - krzyknęłam i pobiegłam do jego pokoju. Widziałam jak leży na łóżku. Podeszłam do niego i zauważyłam, że leci mu krew. - Co ci się stało? - spytałam zmartwiona.
- Jeden z chłopaków wepchnął się przede mnie. Zaczęliśmy się pchać i tak jakoś wyszło. - odpowiedział. Widziałam jak płacze z bólu. Poszłam do łazienki po waciki i wodę utlenioną, aby przemyć mu ranę. Krwawiły mu usta i miał rozciętą brew, a oko było mocno podbite. Mimo iż jest starszy, to zachowuje się mały chłopiec.
Przemywając jego rany, usłyszałam, jak zasyczał z bólu.
- Leż, a ja pójdę zrobić nam coś do jedzenia na wieczór. - po tych słowach ruszyłam do kuchni. Bynajmniej w lodówce było coś do jedzenia, czyli nie było tak źle. Wstawiłam makaron na spagetty i ruszyłam do pokoju. Zaczęłam rozglądać się i szukać babcinej skrzynki. Zauważyłam jedno z pudełek z napisem Pozostałe rzeczy Vesy. Zaczęłam w niej grzebać, aż znalazłam mały czarny kuferek z napisem Sed quis non videt, sed in anima contrita et germana. Chwyciłam ją i rozejrzałam się za otworem. Niestety nic takiego nie znalazłam. Z rozczarowaniem myślałam co dalej robić.
Wiadomości! Napisz napisz!! On będzie wiedział co zrobić!
Szybko wyrwałam biała kartkę ze szkicownika i napisałam: Przyjdź! Potrzebuje Twojej pomocy. Mam coś... Nagle usłyszałam stukot.
- Co tam piszesz? - spytał brat z uniesioną brwią.
- EEEE... Nic takiego. To tylko - zająknęłam się - spis moich nowych książek do przeczytania.
Nie ładnie tak kłamać.
W kącie stał Duch. Uśmiechnęłam się.
- Możesz mnie zostawić? - zapytałam.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że makaron się zagotował i że sam zrobiłem nam kolacje. - spuścił wzrok. - Jak będziesz chciała, to przyjdź. Będę czekać.
Zrobiło mi się go żal. Zawsze opiekował się mną. Po śmierci ojca, gdy matka zaczęła monotonnie pić, to on przejął rolę mojego opiekuna. I dobrze! Nie chciałam, aby wszystko skończyło się w domu dziecka, a tak bynajmniej mamy siebie.
Gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych drzwi, podszedł do mnie Aaron.
- Znalazłaś?- spytał pośpiesznie. Pokazałam mu skrzynkę, a on patrzył na nią ze zdziwieniem.- Jest źle! Jest bardzo, bardzo źle — powtórzył.
- Dlaczego? - zmartwiłam się.
- Skrzynka ma swoje zaklęcie, którym możesz otworzyć ją właściwie. Niestety...nie znam go. Z tego, co wiem, może ją otworzyć tylko osoba o czystym sercu, a wtedy zaklęcie wypłynie z jej duszy i otworzy prawdziwe wnętrze.
- Hmmm... A gdybym znalazła zaklęcie otwarcia, to mogłabym ją otworzyć?
- Moim zdaniem to nieistotne. Lepszym rozwiązaniem byłoby znaleźć osobę, która może rzeczywiście ją otworzyć.
Nagle zakuło mnie serce, a przy nim zaczęłam czuć, jakby coś wypalało mi skórę. Wtedy przypomniałam sobie o wisiorku. Przejrzałam jeszcze raz skrzynkę, czy nie ma podobnego miejsca na czterolistną koniczynę. Niestety, nic takiego nie było. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale próbować zawsze można.
- Aaron.
- Tak? - uniósł brwi.
- Mam medalion i jest na nim coś napisane, tylko nie wiem co. Może ty byś mi powiedział?
- Jasne pokaż mi go — nakazał. Szybko pokazałam mu daną rzecz, a on ze skupieniem przyglądał się jej. Był nią zainteresowany i widać było, że analizował każde słowo znajdujące się na naszyjniku. - Tu jest napisane: Moc bieli przyniesie ci dobroć, a cztery liście niech chronią cię zawsze przed nieczystością. - oznajmił. - Czyli ty jesteś czysta! - Uradował się. Nie rozumiałam, co w tym było dobrego. - Możliwe, że ty możesz otworzyć skrzynkę.
- Ale ja nie potrafię. - zesmutniałam — Nie wiem, jak ani nie wiem, co mam zrobić.
- Zrobimy tak. Dam ci na dzisiaj spokój, a ty zajmij się swoimi sprawami z bratem. - po tych słowach zniknął.
Podniosłam lekko kącik ust i wyszłam z pokoju. Nasze mieszkanie przypominało pobojowisko, tym bardziej że nie wszystko zostało wypakowane. Skierowałam się do stołu, przy którym po chwili usiadłam. Brunet nabrał mi kolacje, a gdy grzebałam widelcem w jedzeniu, patrzył się na mnie, jak na obrazek. Widziałam w jego oczach zmartwienie i smutek. Powoli sama zaczynałam płakać, gdyż czułam, jak zbierają mi się łzy. Nagle Dawson podszedł do mnie, przysuwając krzesło bliżej mnie. Złapał mnie za rękę i wytarł spływającą łzę z mojego policzka. Bez namysłu przytuliłam go i zaczęłam się zanosić.
- Kocham cię i nie chcę cię stracić. Zrobię wszystko, aby matka nie zepsuła tego bardziej. Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie i nie opuszczę cię nigdy.


I takim akcentem kończymy rozdział 2!
Mam nadzieje, że wam się podoba, bo szczerze to bardzo mnie interesuje wasze zdanie na temat mojego bloga, i wiem, że trochę krótko, ale jeśli można to dopiero się rozkręcam.
Pozdrawiam Was,
~Vasha :*

wtorek, 14 kwietnia 2015

1. Daj szanse życiu, bo po śmierci nikt cię nie zauważy.

VESA
Pierwszy dzień w nowej szkole zawsze wywoływał we mnie niepokój. Powodów miałam na pęczki, tych poważnych, jak nawiązywanie nowych znajomości, poznawanie nauczycieli i oswajanie się z nowym środowiskiem. Ubrałam czarne getry i top z moim ukochanym zespołem Linkin Park. Mogłam słuchać ich na okrągło. Szybko uczesałam włosy w wysoką kitkę, włożyłam trampki i jak najszybciej wyszłam z naszego obskurnego mieszkania. Przez całą drogę myślałam o tych wszystkich natarczywych spojrzeniach. W nowym miejscu czułam, jak wszyscy się na mnie patrzą, a ja niczego nie pragnę tak bardzo, jak bycie niezauważalną, anonimową. Ale los chciał odwrotnie. Nie wiem, czym się tak bardzo wyróżniałam. Przy swoim wzroście i wadze nie różniłam się od innych dziewczyn. Może mój styl ubierania albo czerwone włosy raziły i każdy gapił się na mnie jak na dziwoląga. A co jest gorszego od chodzenia do szkoły? Fakt, że idę do niej w połowie semestru, gdzie wszyscy się znają,
To będzie najgorszy dzień w historii
Szłam przez mały park, jeśli w ogóle można go tak nazwać. Kilka drzew, spróchniałe ławki. Czego chcieć więcej? Czytałam dużo o tym mieście, przejrzałam różne mapy i opisy, żeby się nie zgubić i łatwo znaleźć sklepy. Myślałam, że tym razem będziemy mieszkać w lepszych warunkach, ale jak zwykle.
Parę minut piechota i ujrzałam szkołę, a raczej więzienie. Wielkie ogrodzenie i pełno uczniów pchających się, by wejść do środka. Jedna dziewczyna potknęła się o mnie i wytrąciła mi z rąk książkę i pamiętnik, z którym się nie rozstawałam na krok, po czym odeszła. O przeprosinach mogłam zapomnieć. Spojrzałam w górę i zauważyłam kolejne kraty. Nowa szkoła przypominała istne więzienie. Przy wejściu stało dwóch strażników. W środku kolejna niespodzianka: wykrywacz metalu. Jak na moje szczęście, gdy przechodziłam, rozległ się pisk i oczy wszystkich odwróciły się w moją stronę.
- Pod ścianę — rozkazał jeden z nadzorców i sprawdzał urządzeniem moje kieszenie.
Parsknęłam.
- Czy masz coś metalowego ze sobą? - spytał. Przypomniał mi się mały naszyjnik, który dostałam od taty, zanim umarł na raka mózgu. Był na nim srebrny wisiorek w kształcie czterolistnej koniczyny z wygrawerowanym napisem po łacińsku. Nigdy go nie przetłumaczyłam, był jedyną rzeczą, jaka została mi po nim. Mężczyzna zauważył, jak trzymam rękę na piersi, po czym dodał — Oddaj to — nakazał. Popatrzyłam w prawo i w lewo. Nagle jeden z uczniów rzucił się na drugiego. Strażnicy zaraz podbiegli do nich, by ich rozdzielić. Wykorzystałam sytuację i szybko oddaliłam się do klasy. Według planu miałam geografię. Zaczęłam pchać się przez tłum ludzi, gdyż inaczej nie przeszłabym tak szybko. Dzwonek był parę minut temu. Świetnie! Nie dość, że była nowa to jeszcze się spóźniłam. W środku trwał totalny chaos. Było tylko parę ławek, wszyscy chodzili po klasie, śmiali się, a nauczyciel czytał gazetę. Podeszłam do niego i chrząknęłam.
-Dzień dobry, jestem nowa — odparłam. 40- latek popatrzył na mnie.
-Jestem tu na zastępstwie. Siadaj i nie przeszkadzaj mi. - powiedział, po czym wrócił do czytania.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Ta szkoła sama w sobie była dziwna. Znalazłam miejsce na końcu klasy i bez zastanowienia ruszyłam. Szybko zajęłam miejsce i spojrzałam na telefon. Odetchnęłam z ulgą i podłączyłam słuchawki. Już miałam włączyć piosenkę, gdy nagle podszedł do mnie wysoki, dobrze zbudowany brunet. Rzucił mi uśmiech, a jego szmaragdowe oczy zaświeciły się.
-Cześć — zaczął. - jestem Jace. - wpatrywałam się w niego, po czym otrząsnęłam się.
- Vesa — odparłam.
- Nie chcę ci nic mówić, ale lepiej zejdź z tego miejsca. - zaskoczona jego słowami zaśmiałam się.
- A co zmusisz mnie? - zapytałam zezłoszczona.
- Ja?- parsknął. - Nie, ale tamten facet połamie ci twoje śliczne ciałko. - odpowiedział, po czym wskazał na grubego, spoconego gościa, który najwyraźniej zmierzał w nasza stronę. Popatrzył się na mnie, po czym strzelił palcami u rąk. Przełknęłam ślinę i szybko oddaliłam się od ławki. Stanęłam w kącie na drugim końcu klasy. Brunet zaśmiał się i poszedł usiąść na swoje miejsce. Wydawał się bardzo tajemniczy.
Nie licząc paru bójek i podejrzanego jedzenia na stołówce, reszta dnia minęła zwyczajnie. Gdy opuściłam budynek, poczułam się wolna. Przez kawałek drogi do My Coffee czułam jak ktoś mnie śledzi. Odwracałam się, ale nikogo nie zauważałam. W końcu wystraszona, podczas gdy szłam, nieoczekiwanie obróciłam się, a młody chłopak, był zaskoczony, że go ujrzałam.
- Czemu mnie śledzisz? - spytałam rozzłoszczona.
- Musisz mi pomóc — powiedział cicho. - Musisz — powtórzył. Widziałam, że się bał. Niewielkie łzy spływały mu po policzkach. Chciałam położyć dłoń na jego ramieniu, ale przeleciała przez nie. Machając chaotycznie rękoma, tętno i oddech, przyspieszyły mi momentalnie. Przetarłam oczy i zaczęłam biec. W oddali usłyszałam pisk pomieszany z płaczem.
Zwolniłam i popatrzyłam za siebie. Nie zauważyłam go za sobą. Stał przede mną. Przestraszyła mnie jego szybkość. Nadal płakał, ale najwyraźniej rozśmieszył go mój strach.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałam, podnosząc głos.
- Nikt mnie nie zauważa. Dopiero ty... - przerwał. Posmutniałam.
- Skąd ta pewność, że jestem w stanie ci pomóc?
- Ja to wiem. -odpowiedział pewny siebie. Zmrużyłam oczy i ze skrzywioną miną popatrzyłam na niego. Wyglądał może na 10 lat.
Ogarnij się! To tylko twoja wyobraźnia! Wyobraźnia! Jego tu nie ma!
Potrząsnęłam głową. Dlaczego to na mnie to trafiło? Pomyślałam, że jak stanę i zamknę oczy, to on zniknie. Gdy je otworzyłam czekało kolejne zaskoczenie. Jednak był koło mnie.
Cholera jasna.
Popatrzyłam w górę i westchnęłam, a potem znów na chłopca.
- Jestem Aaron i jestem duchem.

Cześć wam!
Oto mój pierwszy rozdział! Jak wam się podoba? Kolejny już w drodze ;)
~Vash 

sobota, 11 kwietnia 2015

Wstęp ponad wstępy, czyli przejście do mrocznego świata

Każdy chciałby mieć swoje miejsce na Ziemi. Przyjaciół, którzy zawsze będą z tobą. Ona nie wiedziała co, to znaczy być. Od dziecka włóczyła się, ze swoją matką i starszym bratem, po przeróżnych miastach. Nie byli bogaci, mieszkali w starych kamienicach, gdzie często dochodziło do bójek, kradzieży i zabójstw. Nie było tam bezpiecznie, ale to jedyne, na co było ich stać. Kolejna przeprowadzka do niezwykłego miasta Miami. Dziewczyna bała się nowego miejsca, tak jak każdego innego, ale nie wiedziała, że da jej, ono nadzieje. Nadzieje na lepsze życie, na lepszy początek, na miłość, której nigdy nie doznała. Człowiek jest zdolny zrobić wszystko dla szczęścia... i tak było z nią. Zrobiła coś, czego żałować będzie każdego dnia, a każda noc będzie zaczynała się od rozmyśleń nad przeszłością. Kiedyś da radę zapomnieć i cieszyć się z dnia i chwili. Wtedy, pojawi się On. Wywróci jej świat, by sprawdzić, jaką siłę skrywa. Dostanie karteczkę, której początkowo nie zrozumiała. To, co stanie się potem, zakończyć może jedynie wojna o Naznaczoną potęgę. Koniec może być tragiczny, a jedyną wiara może być ona sama. Jak postąpi dziewczyna i czy będzie mogła naprawić krzywdy rodziców? Każda jej decyzja wpłynie na losy jej i każdego, kto jest dla niej ważny. Czy wtedy wróg może okazać się przyjacielem, a radość jedynie przystępem do prawdziwego nieszczęścia i bólu?

Dzień dobry i cześć ;) Oto niewielki wstęp do mojej opowieści. Mam nadzieję, że się wam spodoba.