niedziela, 17 maja 2015

5. Ogniem znalazłam miejsce.

**Vesa**





Nie byłam pewna, czy to, co znaleźliśmy, było przydatne. Aaron patrzył na mnie i uśmiechał się. To był dobry znak. Czytaliśmy jeszcze parę podobnych historii i w każdej powtarzało się parę informacji. Mogliśmy powiedzieć, że upewniliśmy się co, do pomieszczenia i warunków. Gdy skończyliśmy, było po piątej. Wzdrygnęłam się, gdyż byłam umówiona z Rose i bałam się, że nie wyrobię się na czas. Gdy tylko zajechałam pod dom, powiedziałam, aby kierowca poczekał na mnie dziesięć minut. Wparowałam do swojego pokoju, wzięłam pierwszy lepszy plecak i spakowałam do niego piżamę, szczoteczkę do zębów, szczotkę, parę gumek do włosów i ubranie na kolejny dzień. Dawson patrzył na mnie jak na wariatkę. Mówił coś, ale ja tylko myślałam o tym, czy zdążę na umówioną godzinę. Wyszłam tak szybko, jak szybko weszłam. Prawie wywróciłam się na schodach, ale w ostatniej chwili uzyskałam równowagę. Powiedziałam taksówkarzowi, gdzie miał jechać i zaraz ruszył. W radiu słuchał piosenek, których nie rozpoznałam, ale wpadły mi w ucho. Po paru kawałkach byłam pod jej domem. Kolejny raz zabrakło mi tchu w piersiach, na ten widok. Lekko zapukałam, a dziewczyna w blond koku, rzuciła mi się na szyję i wpuściła do środka.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz – oznajmiła, prowadząc mnie do salonu. Najwyraźniej tutaj zaplanowała nasz wieczór. - Mam parę filmów, popcorn i inne przekąski. - wszystko było na stole, jak mówiła. Usiadłam na rozłożonej kanapie, a ona zaraz obok mnie.
- Będziemy tylko my? - spytałam zaciekawiona. Po chwili usłyszałam kroki, zbliżające się do nas. Ku mojemu zdziwieniu był to Jace. Co on tutaj robił? Popatrzył się na mnie i rzucił mi onieśmielający uśmiech. - Wy jesteście rodzeństwem?
- Tak. - odparła, po czym zwróciła się do chłopaka. - Isabel idzie do nas, czy zostaje na górze?
- Wątpię. Pisze z nowym chłopakiem. - powiedział, kręcąc oczami.
Zaśmiałam się. Brunet chwycił jedną z gier i czym prędzej pobiegł do siebie. Dziewczyna zajęła się uruchamianiem horroru, którego nie widziałam, ale sam opis był już ciekawy.
- Isa to twoja siostra? - znów spytałam. Powiedziała mi, że jest tu tylko przejazdem i nie zostanie na długo. Nie chciałam się bardziej dopytywać, chociaż mnie korciło. Przyznała, że byli rodzeństwem, ale nie byli do siebie podobni. Ona miała blond włosy i brązowe oczy, a on brąz włosy i zielone oczy. Tylko jedno ich łączyło, byli idealni. Przyciągali do siebie ludzi, ich wygląd, nieskazitelna cera, zazdrościłam im. Nigdy nie widziałam kogoś takiego. Tak niezwykłego.
Gdy zaczął się seans, od razu zaczęłam zajadać popcorn. Rose mówiła, że też jadła, ale nie zwróciłam uwagi, jak sięga po cokolwiek ze stołu. Pod koniec, blondynka prawie usnęła. Skrzywiłam się trochę, bo myślałam, że tak samo, jak ja oglądała.
Nagle usłyszałyśmy krzyki i szczekanie. Z góry zleciała para z jeszcze małym owczarkiem nizinnym. Zauważyłam ze Isabel była ciemniejszej karnacji, a jej oczy miały błękitny odcień. Włosy miała jak brat Rose tylko, że długie i proste. Na rękach miała szczeniaka. Słyszałam, jak mówi do niego Eliot. Był biały w czarne łatki. Na szyi miał małą obroże, w kolorze łatek, z małymi ćwiekami. Wyglądał uroczo.
- Co się stało? - spytała zdenerwowana. Patrzyła przez chwile na nich, aż w końcu odpowiedzieli.
- Samuel... zwariował. - odparł. - Biega po pokoju i krzyczy.
- Wywalił ubrania z szafy i przewrócił swoją półkę z książkami. - dodała brunetka. Dziewczyna siedząca obok mnie zerwała się i pobiegła w stronę kuchni. Szybko wzięła butelkę, prawdopodobnie z syropem, i pobiegła na górę. Para usiadła na krzesłach niedaleko mnie i rozmawiali o czymś, ale nie usłyszałam o czym. Co chwile zerkali na mnie, ale udawałam, że nie widziałam. W końcu Isabella podeszła do mnie i usiadła na rogu.
- Podobno chodzisz do tej samej szkoły co Jace i Rose. Jak ci się podoba?
- Nie jest źle, ale nie jest też dobrze. - odparłam. - Nie można mieć wszystkiego. Jeszcze rok i sama zadecyduje o swojej edukacji.
- Chciałabyś być gdzie indziej niż w tym mieście? - spytała, przechylając głowę.
- Bywało gorzej. Często się przeprowadzałam i przywykłam do takich warunków. - powiedziałam. Po chwili ruszyłam w stronę schodów. Skłamałam, mówiąc, że idę do łazienki. Tak naprawdę chciałam zobaczyć, gdzie była Rose. Zauważyłam ją w pokoju. Były w nim granatowe ściany i drewniane meble. Siedziała na łóżku, usłanym w jedwabną, czarną pościel.
- Przepraszam, ale poczułem. – jęknął. Zerwał się pod ścianę i nagle przystanął. Moje serce szybciej zabiło. Zauważył mnie. Miał czarne włosy i tak samo zielone oczy. Przez chwilę patrzył się na mnie, a ja jak głupia na niego.
- Samuel. - zawołała blondynka. - Samuel! - wrzasnęła. Nagle ten oderwał wzrok. Zauważyłam, że wstrzymywałam powietrze.
- Chyba powinnaś iść do swojego gościa. - odparł. Szybko zleciałam na dół, a po chwili blond włosa przyleciała za mną. Uśmiechnęła się i popatrzyła na nas. Spytała się czy zagramy w monopoly. Wszyscy zgodzili się. Siedliśmy do stołu i rozłożyliśmy plansze. Od samego początku gry było zabawnie, a atmosfera między rodzeństwem była napięta. Co chwila się kłócili. To o kolejność rzutów, to o pola i kroki, nawet o pionka. Oby dwoje chcieli mieć psa. W rezultacie wzięłam go ja, żebyśmy w ogóle zaczęli grę. Miałam wrażenie, że gram z zawodowcami. Isa to raz ogrywała Jace, to mnie. Tylko Rose się jej nie dała. Pod koniec gry zostały tylko one, a my siedzieliśmy przy telewizorze. Chłopak szukał kolejnego filmu. Tym razem trafiło na komedię. Dziewczyny skończyły grę przed czwartą w nocy. Miały pretensję do nas, że nie poczekaliśmy, aż skończą. Śmialiśmy się z nich przez chwilę, a one złożyły ręce, po czym również zaczęły się śmiać. Chwilę gadaliśmy, gdy nagle zasnęłam. Czułam tylko, jak ktoś przenosi mnie do łóżka i zakrywa kołdrą. Nie wiedzieć czemu, śnił mi się Sam. Wydawał się inny. Bardziej mnie pociągał niż inni. Nigdy nie miałam chłopaka, a on... chciałam, żeby był tym pierwszym. To tak jakby, jego spojrzenie wpłynęło na mnie i od razu się w nim zakochałam. Chciałam zobaczyć go jeszcze raz.
Nagle poczułam szturchanie. Ktoś chyba bardzo chciał mnie rozdrażnić. Byłam strasznym śpiochem, a dzisiaj poszłam spać po czwartej, więc nie było mi na rękę wstawać wcześnie. Gdy otworzyłam oczy, ukazał mi się mężczyzna, o którym śniłam. Myślałam, że to nadal sen. Myliłam się. Okazało się, że nie szturchał mnie, tylko blondynkę leżącą obok mnie. Obróciłam się na drugi bok i sięgnęłam po komórkę. Było przed drugą po południu. Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Nie zdarzało mi się wstawać o tej godzinie, mimo to chciałam spać dalej. Najwyraźniej dziesięć godzin snu po szalonej nocy to za mało. Okręciłam się na drugą stronę i zamknęłam oczy, jednak nie mogłam zasnąć. Czułam się dziwnie, śpiąc jako jedyna, gdyż moja towarzyszka wstała parę minut przede mną. Podejrzewałam, że zeszła na obiad albo na dość późne śniadanie. Od tego myślenia zaburczało mi w brzuchu. Chwyciłam swoją torbę i wyciągnęłam z niej czarną spódnice z tiulem i szają bluzkę z długim rękawem, który zazwyczaj podwijałam. Poszłam do łazienki, umyć zęby i umodelować grzywkę. Zajęło mi to chwilę, ponieważ musiała być idealna. Resztę włosów uczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Gdy zeszłam na dół, zauważyłam, że wszyscy mieszkańcy chodzą jak na szpilkach. Sprzątają, przenoszą, składają. Nawet pies niósł, a raczej ciągnął, małą torbę za swoją panią.
- Ktoś przyjeżdża? - spytałam. Rose zatrzymała się przede mną i podała mi poduszki.
- Zaniesiesz je ze mną. - rozkazała. - Ja już nie daje rady. - westchnęła ciężko. - Przyjeżdża ciotka i chcemy, żeby było idealnie. - oznajmiła.
- To moja mama, a ona jest perfekcjonistką - powiedziała brunetka, wymijając nas. - Mieszkam tu zaledwie dwa tygodnie i dzisiaj mnie odbiera. Przy okazji chce sprawdzić, jak wygląda dom. - odparła. Ruszyłyśmy na górę do pokoi i napakowałyśmy połowę pralek poszewkami, pościelą, poduszkami i przykryciem na kanapę, a dwie ubraniami. Reszta stała nietknięta Mieli ich chyba z osiem.
Czekałam wraz z Rose, aż wypiorą się rzeczy. Dość długo to trwało, ale dziewczyna szybko znalazła sposób na nudę. Patrzyła się na mój wisiorek jak zahipnotyzowana.
- Skąd go masz? -spytała, nie odrywając wzroku.
- Mam go od urodzenia. Dostałam go od babci. Ponoć ma mi pomagać - odparłam. - Znasz się może na duchach albo czymś związanym z nimi? - popatrzyłam na nią. Widziałam u nich wiele przedmiotów, które wskazywałyby na tak, lecz milczała, niczym zaklęta. Pomachałam jej przed oczami dłonią. Po sekundzie drgnęła i przetarła oczy.
- Nie wiem, czy mogę... - przerwała zmieszana. Popatrzyła mi w oczy i nie zważając na to, że mamy pilnować prania, pociągnęła mnie na ostatnie piętro. Stałyśmy przed wielkimi drzwiami. Blond-włosa sięgnęła do klamki i już miała otworzyć, gdy nagle popatrzyła na schody. Zachowywała się, jakby przewidziała to, że ktoś na nich stanie i odsunie ją od pomysłu otworzenia ich.
Parę sekund później, na schodach stanął Samael. Patrzył na nas ze złością.
- Co wam strzeliło do łbów, żeby tu przychodzić?! -warknął. - Rose weź ją stąd i idźcie sprawdzić pranie. - rozkazał. Popatrzyłam na moją towarzyszkę i zauważyłam, że spływały jej łzy. Nie wiedziałam, czy to ze złości, czy po prostu ze smutku. Mężczyzna podczas schodzenia na dół zerknął na nas i pokręcił głową. Nie chciałam, żeby przez to, że się spytałam, płakała. Postanowiłam cicho otworzyć drzwi i wejść. Tak też uczyniłam. Z początku Rose nie chciała mnie wpuścić samej ani pozwolić mi coś takiego robić. Próbowałam jej powiedzieć, aby się nie martwiła i pomyślałam, żeby poszła ze mną. Protestowała długo, ale nie chciałam rezygnować. W końcu chwyciłam ją za rękę i siłą zaciągnęłam do środka. Ku mojemu zdziwieniu była to wielka biblioteka. Może nawet większa od tej w naszym mieście. Wszędzie były książki przeróżnej wielkości. Szłam i podziwiałam każdy zakamarek pokoju. Na ścianie był zbiór kluczy. Jeden był inny, większy. Chciałam po niego sięgnąć.
- Nie! - wrzasnęła. - Proszę cię, zostaw ten klucz. Ten jest szczególny. - oznajmiła.
- Wygląda zwyczajnie. - odparłam, wzdrygając ramionami. Przyglądałam mu się, po czym poczułam, jak coś pali mnie w szyje. To był naszyjnik. Szybko odrzuciłam klucz, ale nie przestawało piec. Dziewczyna wzięła klucz i popatrzyła na mnie. Słabłam bardzo szybko, a ona nie wiedziała, co zrobić. Zaczęłam kaszleć. Poczułam metaliczny posmak w ustach. Dziewczyna wyciągnęła mnie z pomieszczenia i zaprowadziła na dół.
- Jace, pomóż mi! - rozkazała zdenerwowana. Mężczyzna, wraz z resztą mieszkańców, przybyli w mgnieniu oka. Zauważyli, że plułam krwią na chusteczkę. W pierwszym momencie stali jak zaklęci, potem ruszył się tylko Jace, a Sam z Isą stali z boku. Byli roztrzęsieni. Jakby zaraz mieli zostać pożarci. Tymczasem mi robiło się coraz słabiej. Złapałam za naszyjnik, który z każdą chwilą nagrzewał się coraz to bardziej. Nie przestawał mnie osłabiać. Rana od niego delikatnie krwawiła. Nie wiedziałam, czemu tak mnie osłabiała. Brunet przyniósł mi namoczoną chusteczkę i położył ją na ranie. Zasyczałam z bólu. Blondynka siedziała przy mnie. Mówiła do mnie, ale ja nic nie rozumiałam. Chciałam zerwać wisior z szyi, lecz zabrakło mi sił. Szarpałam, jak najmocniej mogłam. Gdy po kilku próbach, w końcu oczko pękło i rozdwoiło podarunek... zemdlałam.


Hejka wszystkim! Oto 5 rozdział! mam nadzieje, że się spodoba.
~Vash

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz