sobota, 18 kwietnia 2015

2. Dusza też pragnie wolności

Pokręciłam głową i popatrzyłam na niego.
- Co to ma być jakiś żart? Czego ode mnie chcesz? - spytałam.
- Szukałem cię od dawna. - oznajmił. - Pan cię chce. On zrobi wszystko, abyś była jego.
Parsknęłam.
- To nie jest śmieszne! - wrzasnął. - To jest poważna sprawa.
- I ja mam ci uwierzyć? - spytałam. Kto by uwierzył dziesięciolatkowi? Pomyślałam i przewróciłam oczami.
- Nie jestem dziesięciolatkiem. - oznajmił. - Gdybym przyszedł tutaj, jako starszy mężczyzna pomyślałabyś, że jestem zboczeńcem.
- Skąd... ty... -przerwałam. - Ty umiesz czytać w myślach?! Przestań! - wrzasnęłam.
-Uwierz mi - powiedział - chcę ci pomóc. To ja do ciebie pisałem te wszystkie listy. - popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Wszystko układało się w jedno. Tylko skąd on wiedział o mnie tyle. Nie pamiętałam go znikąd. Pytanie: kto to Pan?
- W swoim czasie czerwonowłosa - powiedział. - W swoim czasie.
- Dobra. - wycedziłam - Załóżmy, że wierzę ci. Jestem w niebezpieczeństwie, a ty chcesz mi pomóc. Skąd tyle o mnie wiesz... i co ja mam z tym wszystkich wspólnego?
- Ty? - zdziwił się i zaczął się śmiać. - Praktycznie nic. To twoja babka narobiła zamieszania w jego Świecie, a ty musisz teraz naprawić jej błędy. - wytłumaczył, Podmrużyłam oczy i przekrzywiłam głowę. Moja babcia? Jak byłam mała, zawsze uważałam ją za zwór. Chciałam być jak ona. Słuchałam zawsze jej opowieści jak była młoda. Wydawała mi się poukładana i zawsze walczyła o to, co chciała. Czasem mówiła mi o przeróżnych rzeczach, które myślałam za wytwór jej wyobraźni.
Przypomniałam sobie pewną skrzyneczkę, którą dostałam w prezencie od staruszki. Odpuściłam sobie kawiarnie z racji, że już odeszła mi ochota. Chciałam jak najszybciej wrócić do mieszkania.
- Ej! A ty gdzie? - spytałam blondyn i pojawił się koło mnie.
- Znikaj mi stąd. - rozkazałam - Jak będę chciała porozmawiać, to napisze ci to na kartce... Chyba to dobre rozwiązanie. - przewróciłam oczami i pobiegłam jak najszybciej do domu. Na szczęście nie miałam zbyt daleko, ale i tak biegłam. Miałam nadzieję, że ta skrzynka nadal była gdzieś w moich rzeczach. Przeprowadzaliśmy się już parę razy i była niewielka szansa, że nadal gdzieś sobie leżała w mojej walizce.
Stałam przed starym budynkiem. Miałam odczucie, że zaraz to wszystko runie. Mieszkaliśmy na czwartym piętrze. Otworzyłam drzwi od bloku. Wchodząc na samą górę, słyszałam, jak każdy schodek skrzypi pod moim ciężarem. Wyciągnęłam klucze wiszące na zółtoczarnej smyczce, włożyłam je do dziurki i przekręciłam, aby wejść. Zdjęłam buty i od razu poczułam zapach alkoholu.
Nie myliłam się. Na małym stoliku, w salonie, stały trzy butelki po wódce. Zdenerwowałam się. Jak można od rana pić? Oczywiście, moja nieodpowiedzialna matka, spała jak zabita. Przykryłam ją kocem. Czasem myślałam, że lepiej by było się zabić i nie patrzeć na ten bajzel. Jedyną podporą był mój brat. Olśniło mnie.
- Dawson! - krzyknęłam i pobiegłam do jego pokoju. Widziałam jak leży na łóżku. Podeszłam do niego i zauważyłam, że leci mu krew. - Co ci się stało? - spytałam zmartwiona.
- Jeden z chłopaków wepchnął się przede mnie. Zaczęliśmy się pchać i tak jakoś wyszło. - odpowiedział. Widziałam jak płacze z bólu. Poszłam do łazienki po waciki i wodę utlenioną, aby przemyć mu ranę. Krwawiły mu usta i miał rozciętą brew, a oko było mocno podbite. Mimo iż jest starszy, to zachowuje się mały chłopiec.
Przemywając jego rany, usłyszałam, jak zasyczał z bólu.
- Leż, a ja pójdę zrobić nam coś do jedzenia na wieczór. - po tych słowach ruszyłam do kuchni. Bynajmniej w lodówce było coś do jedzenia, czyli nie było tak źle. Wstawiłam makaron na spagetty i ruszyłam do pokoju. Zaczęłam rozglądać się i szukać babcinej skrzynki. Zauważyłam jedno z pudełek z napisem Pozostałe rzeczy Vesy. Zaczęłam w niej grzebać, aż znalazłam mały czarny kuferek z napisem Sed quis non videt, sed in anima contrita et germana. Chwyciłam ją i rozejrzałam się za otworem. Niestety nic takiego nie znalazłam. Z rozczarowaniem myślałam co dalej robić.
Wiadomości! Napisz napisz!! On będzie wiedział co zrobić!
Szybko wyrwałam biała kartkę ze szkicownika i napisałam: Przyjdź! Potrzebuje Twojej pomocy. Mam coś... Nagle usłyszałam stukot.
- Co tam piszesz? - spytał brat z uniesioną brwią.
- EEEE... Nic takiego. To tylko - zająknęłam się - spis moich nowych książek do przeczytania.
Nie ładnie tak kłamać.
W kącie stał Duch. Uśmiechnęłam się.
- Możesz mnie zostawić? - zapytałam.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że makaron się zagotował i że sam zrobiłem nam kolacje. - spuścił wzrok. - Jak będziesz chciała, to przyjdź. Będę czekać.
Zrobiło mi się go żal. Zawsze opiekował się mną. Po śmierci ojca, gdy matka zaczęła monotonnie pić, to on przejął rolę mojego opiekuna. I dobrze! Nie chciałam, aby wszystko skończyło się w domu dziecka, a tak bynajmniej mamy siebie.
Gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych drzwi, podszedł do mnie Aaron.
- Znalazłaś?- spytał pośpiesznie. Pokazałam mu skrzynkę, a on patrzył na nią ze zdziwieniem.- Jest źle! Jest bardzo, bardzo źle — powtórzył.
- Dlaczego? - zmartwiłam się.
- Skrzynka ma swoje zaklęcie, którym możesz otworzyć ją właściwie. Niestety...nie znam go. Z tego, co wiem, może ją otworzyć tylko osoba o czystym sercu, a wtedy zaklęcie wypłynie z jej duszy i otworzy prawdziwe wnętrze.
- Hmmm... A gdybym znalazła zaklęcie otwarcia, to mogłabym ją otworzyć?
- Moim zdaniem to nieistotne. Lepszym rozwiązaniem byłoby znaleźć osobę, która może rzeczywiście ją otworzyć.
Nagle zakuło mnie serce, a przy nim zaczęłam czuć, jakby coś wypalało mi skórę. Wtedy przypomniałam sobie o wisiorku. Przejrzałam jeszcze raz skrzynkę, czy nie ma podobnego miejsca na czterolistną koniczynę. Niestety, nic takiego nie było. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale próbować zawsze można.
- Aaron.
- Tak? - uniósł brwi.
- Mam medalion i jest na nim coś napisane, tylko nie wiem co. Może ty byś mi powiedział?
- Jasne pokaż mi go — nakazał. Szybko pokazałam mu daną rzecz, a on ze skupieniem przyglądał się jej. Był nią zainteresowany i widać było, że analizował każde słowo znajdujące się na naszyjniku. - Tu jest napisane: Moc bieli przyniesie ci dobroć, a cztery liście niech chronią cię zawsze przed nieczystością. - oznajmił. - Czyli ty jesteś czysta! - Uradował się. Nie rozumiałam, co w tym było dobrego. - Możliwe, że ty możesz otworzyć skrzynkę.
- Ale ja nie potrafię. - zesmutniałam — Nie wiem, jak ani nie wiem, co mam zrobić.
- Zrobimy tak. Dam ci na dzisiaj spokój, a ty zajmij się swoimi sprawami z bratem. - po tych słowach zniknął.
Podniosłam lekko kącik ust i wyszłam z pokoju. Nasze mieszkanie przypominało pobojowisko, tym bardziej że nie wszystko zostało wypakowane. Skierowałam się do stołu, przy którym po chwili usiadłam. Brunet nabrał mi kolacje, a gdy grzebałam widelcem w jedzeniu, patrzył się na mnie, jak na obrazek. Widziałam w jego oczach zmartwienie i smutek. Powoli sama zaczynałam płakać, gdyż czułam, jak zbierają mi się łzy. Nagle Dawson podszedł do mnie, przysuwając krzesło bliżej mnie. Złapał mnie za rękę i wytarł spływającą łzę z mojego policzka. Bez namysłu przytuliłam go i zaczęłam się zanosić.
- Kocham cię i nie chcę cię stracić. Zrobię wszystko, aby matka nie zepsuła tego bardziej. Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie i nie opuszczę cię nigdy.


I takim akcentem kończymy rozdział 2!
Mam nadzieje, że wam się podoba, bo szczerze to bardzo mnie interesuje wasze zdanie na temat mojego bloga, i wiem, że trochę krótko, ale jeśli można to dopiero się rozkręcam.
Pozdrawiam Was,
~Vasha :*

1 komentarz:

  1. Robi się coraz lepiej. Naprawdę bardzo podoba mi się styl Twojego pisania. Rozdział wnosi sporo informacji. Cała historia nabiera kolorów. Zastanawia mnie tylko Aaron. Mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni. Niecierpliwie będę czekać na następne rozdziały. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń